Strona główna Pisemka

O potrzebie ćwiczenia sie w ojczystej mowie

Postęp uczniów Liceum Warszawskiego w naukach, corocznie publicznym egzaminem udowodniony, lubo we wszystkich ich częściach pomyślnym okazuje się, szczególniej przecież w obcych językach uderza. Jest on taki, iż niemasz nauki, któraby w tej szkole dawaną być nie mogła, równie w łacińskiej, francuskiej, niemieckiej, jak w ojczystej mowie. Jakożkolwiek jest piękną i użyteczną biegłość w obcych językach, przecież potrzebniejszą, a nawet ozdobniejszą jest gruntowna własnego znajomość. Przekonana o tej prawdzie Izba Edukacyjna, naukę mowy polskiej, z szkół naszych od obcych rządów wygnaną, do nich starownie1 przywraca; a stosownie do jej myśli, usiłują świetli nauczyciele, by wśród chwalebnych szkoły tej postępów w cudzoziemskich językach, narodowy upośledzonym nie został. Lecz niedość na tym; trzeba, by się uczniowie przekonali o tej ważnej prawdzie, iż w rzędzie językowych nauk, nauka ojczystego jest konieczną i naczelną, a zatym zasługującą z ich strony na szczególniejszą pilność. Chęć utrzymania i pomnożenia jej, natchnęła myśl niniejszej rozprawy o nauce języka polskiego, tak właściwą dniowi temu, tak użyteczną młodzieży, do której rzecz czynię, że się raczej od okoliczności wskazaną, jak przezemnie wybraną być zdaje.

Mają niekiedy przesądy nasze powierzchowność prawdy, i ta je upowszechnia zwodnicza postać. Lecz nikną one przed światłem rozumu, i tam ich panowanie ustaje, gdzie się jego zaczyna. Do liczby takowych przesądów należy to pozorne twierdzenie: Nie trzeba się obawiać, by Polak po polska nie umiał. Tо jest, by się języka swego nie ucząc, nie stał się w nim z nawyknienia biegłym. Otóż przesądne prawidło, a raczej wymówka zaniedbania w wychowaniu młodzieży ojczystej mowy, a popędu do obcych. Nie ganię ja użytecznego w nich ćwiczenia się; owszem chwalę i zalecam, byleby nie z uszczerbkiem i niejaką pogardą własnej. Bo jeśli jest z jednej strony korzystną i chlubną umiejętność obcych języków, z drugiej szkodliwą i haniebną nieumiejętność własnego; zdobi cudzoziemskich wiadomość, ojczystego jest powinnością.

Zaiste, jeśli za znajomość ojczystej mowy uważać zechcemy jakie takie i pospolite nią tłumaczenie się. nawyknienie dostatecznym do tego będzie. Lecz jakżeż mylnym jest takowe wyobrażenie. jak dalekim od wydoskonalenia, które prawdziwą umiejętność języka oznacza; jak przeciwnym wzrostowi jego, jak poniżającym ojczystą mowę. przez wskazanie jej na wieczną nikczemność i ohydne milczenie w obliczu Narodów i wieków; jak tłumiącym szlachetność narodowego ducha, któremu by tym prawem przekroczyć się niegodziło granic gminnego sposobu myślenia, dla braku wyrazów w tym wszystkim, co jest uczonym, dostojnym, lub wielkim! Tym sposobem stałby się nasz język hołdownikiem obcych, w którychby tylko wolno nam było wyrażać szlachetniejsze duszy uczucia i wyższe w umiejętnościach wyobrażenia, przechodzące zakres pospolitej i do koniecznych potrzeb przeznaczonej mowy.

Jeśli to jest nieodbitą prawdą, że myśli nasze są obrazem uczuciów, a słowa obrazem myśli naszych; czyż możemy dosyć starać się o wydoskonalenie narzędzia, któremu jedynie powierzonym jest wyraz najszlachetniejszej władzy człowieka, tej władzy umysłowej, tchnącej Boskim duchem, która go najznamieniciej od zwierząt rozróżnia i panowanie mu nad niemi i nad światem zabezpiecza.

Wiele wpływa mowa na wyobrażenie myśli naszych, część ich nawet wielka do niej należy i w samych znajduje się wyrazach. Są one jak kolor obrazu, który mu odjąwszy, rys goły zostaje. Nabyta z nawyknienia łatwość gadania, tak się ma do boskiej Demostenesa lub Cycerona wymowy, jak do obrazu Rafaela lub Tycyana podła kramiku oznaka. Czymże przecież jest ta wymowa, jeśli nie wydoskonaleniem języka, malującego wiernie szlachetne pięknej duszy uczucia, w tej zgodności myśli z wyrazami, iż z jednego zdają się płynąć źrzódła. unosząc w spólnym biegu przekonanie zadziwieniem poparte. Taka jest korzyść wydoskonalenia języków, taka najwyższa nagroda, przeznaczona pilnemu w nich ćwiczeniu się, to jest, moc niezłomna władania sercami i umysłami ludzi, i przekonywania ich o prawdzie, o tym największym dobru człowieka.

Prócz właściwości i ozdoby wyrazów, wystawującyoh myśli, nadaje udoskonalenie językom i ten ważny przymiot, że je logicznemi i zdolnemi do wzmocnienia i sprostowania myśli czyni, wlewąjąc w nie, że tak powiem, moc rozsądkową smaku, co nie dozwala zbaczać, hamuje fałszywe zapędy, a wraz podaje i mnoży piękności.

Nakoniec, nieprzepominajmy tego może najważniejszego dla nas względu: iż język jest związkiem każdej społeczności, niestartą cechą narodów', tkliwą braterstwa oznaką, i niestarganym węzłem rozszarpanych nawet narodów'. Rzućmy okiem na siebie: czymżebyśmy byli, gdyby nie ten wspólny Ojców naszych język, w którym już jedynie Polska żyła! On nie dozwolił zaginąć imieniowi naszemu, a nam stać się sobie samym obcemi! Dodajmy tę osobną dla nas, a tak świętą pobudkę do tych, które tu w ogólności wystawiłem, a mniemam, iż łatwo się przekonamy, że jeśli każdemu z narodów wiele zawisło na ćwiczeniu się i wydoskonaleniu w własnej mowie to naszemu najwięcej. Pomnij więc o tym szlachetna młodzieży! pomnij, że co ci rozsądek radzi w tym względzie, to każe Ojczyzna; a nieodzywający się nigdy nadaremnie ten głos do serca Polaka, tyle ci da uczuć w nauce ojczystej mowy wdzięku, ile ona zamyka w sobie rzetelnej korzyści.

Skaził ją przecież nowy przesąd w oczach ludzi lekkomyślnych, nieprzełomną przypisując jej grubość. Zawierzywszy na słowo, nie jeden co nie zdołał być cudzoziemcem, przestał być Polakiem, dla mniemanej niezgrabności ojczystego języka, i stał się prawdziwie niczym, jeśli gorszą nie jest nad nicość śmiechu godna w Polaka postać niedorobionego cudzoziemca. Wątpię, by się dziś jeszcze tacy znajdowali rodacy, bo mniemam, że się wszyscy odrodzili z nas rodem. Lecz jeśli się jeszcze znajdują, z ja kimże nie usłyszą zadziwieniem tę łatwą do udowodnienia prawdę, że kto zna język polski, nie potrzebuje innego do doskonalenia się w nim powabu, nad własną piękność jego, nad tę piękność w składzie mowy naszej tak do rzymskiej zbliżoną, że się od niej użyczoną zdaje. Przeciwnie odmówioną ona jest tym, co się z zepsucia łaciny zrodziły, a takiemi są dziś najsławniejsze w Europie języki. Weźmy dla przykładu ten, który wygórowawszy nad inne. stał się powszechnym, a za sędziów obierzmy naczelnych jego Pisarzów. Przyznali oni wszyscy, mianowicie Racine, Boileau, Bossuet, Fenelon, Rousseau i Voltaire, konstrukcyi greckiej i łacińskiej dziwną łatwość, obfite źródło piękności i wdzięków, brakujące ich mowie; a choć ją pierwszego rzędu pisarze doprowadzili do wysokiego stopnia udoskonaleniu, przecież klassyczny czasów naszych literat Laharpe, porównywając swój język z greckim i łacińskim, w ielbiąc tych szczęśliwą łatwość, skarży się na ciążące własnemu okowy, pochodzące z konstrukcyi jego. »Dzieci ulubione natury, mówi on o dawnych, mają one skrzydła, a my się w łańcuchach czołgamy«2.

Posiadając ten sam prawie skład, co te starożytne języki, posiada polski dar drogi, słusznie lecz napróżno pożądany od największych pisarzów dla najpierwszego z żyjących języków. Takie mniemanie nie jest bynajmniej narodowej chełpliwości skutkiem, bo to, co przyznaję językowi naszemu, jest właściwie darem natury, a przy nim łatwe udoskonalenie, którego żądam, chyba w przyszłości będzie prac waszych około niego wieńcem i chwałą.

Lecz chodziło mi tu o zbicie przesądu, zwalającego na język winę, prawdę mówiąc, pochodzącą z niestaranności naszej; przesądu, który mógłby go skazać na wieczną nikczemność, wpajając opaczne o niestartej dzikości mniemania. Przebóg! cóż mogło być do tego powodem, jeśli nie zaniedbanie z jednej strony w wychowaniu ojczystej mowy, a zatem nieznajomość zasad i ducha jej. z drugiej nie gruntowniejsza obcych nauka. Brak jej sprawił, że cuda geniuszów’, co wydoskonaliły język francuski, wrodzonej mu piękności przypisanymi zostały. Przypuszczono go do niesłusznego podziału sławy wielkich ludzi, których właśnie podwaja chwałę zwyciężona trudność jego. Przeciwnie, przez równie grubą pomyłkę a raczej ślepotę, wygodniej zdało się wierzyć, że wydoskonalenie języka naszego jest niepodobnym, niżeli starownie doświadczać właściwej mu do tego łatwości. Teraz pytam, coby mniemać należało o dziś tak wykształconym języku francuskim, gdyby wśród wzrostu swego byl został uderzonym trętwością i oziębłością naszą on, który geniuszu i pracy jest dziełem? Z drugiej strony, czegoby tuszyć po naszym nie można, gdyby przyrodzona bujność jego, zasilaną ciągle była dziwną francuskiego uprawą?

Ten przykład jaśnie dowodzi, że wszystko może dokazać w naukach praca geniuszem wsparta, aż do utworzenia w językach odmówionych im od natury piękności, a przynajmniej do wynadgrodzenia ich korzyściami wydoskonalonej sztuki; kiedy przeciwnie, zaniedbana wtrąca w zapomnienie a nawet niebyt wskazuje wrodzone językom ozdoby, do tego stopnia, że ci, którzy niemi mówią, o nich nie wiedzą; a za obce je mając, mowie swojej, jeśli nie z pogardą, to z zimną patrzą na nią obojętnością, zwracając usilność swoję ku cudzoziemskim, w których cały ich zaszczyt kończy się na tym, że im do nich niezaprzeczają zdolności, kiedy z mniejszą może pracą około własnego języka mogliby siebie wstawiając do narodowej przyczynić się sławy.

Czemuż oddawna zajęci naśladownictwem najpierwszego z narodów, my co tak słusznie szczycimy się przyznaną nam stosownością z nim zdolności i skłonności naszych! Czemuż, mówię, oddawna nie wstępujemy w szlachetne ślady jego, co do ukształcenia narodowego języka? a zamiast odrazy od własnego, nie czerpamy w francuskim ducha pokrzepiającego nadzieję udoskonalenia ojczystej mowy! Wszak jeśli zdołali wielcy pisarze francuscy po trudnej i długiej, bo półtora wieku trwającej walce3, wywieść cudne brzmienia z tak opornego narzędzia; za cóż byśmy tego dokazać nie mogli w języku, któremu jest łatwym, bo przyrodzonym, tok rzymskiej wymowy.

Szczęśliwy ten przymiot sprawił, że w wieku odrodzenia się nauk język nasz bez zwłoki otrząsł się z barbarzyństwa, i tak spiesznym krokiem ku wydoskonaleniu postąpił, że go się blizkim zdawał; podczas kiedy inne europejskie języki, nieudarowane tym przymiotem, kusić się dopiero zaczynały o zrzucenie z siebie, a przynajmniej o ukształcenie jarzma dzikiej konstrukcyi, co długo jeszcze nad niemi ciężała, i dotąd czuć się im daje. Co do nas, język Kochanowskich i Górnickich jest prawie bez żadnej zmiany od trzech wieków naszym językiem, a dzieła ich czystym źródłem jego; gdy pism współczesnych francuskich ciężko dziś zrozumieć dla ich gockiej postawy. W tym porównaniu uderza różnica ustalonego na dobrych zasadach języka, od dopiero dźwignąć się z barbarzyństwa usiłującego. Winien był, jak się to już rzekło, język nasz tę tak świetną korzyść składowi swojemu, który go przypuścił do uczestnictwa prawideł najwypolerowańszym w starożytności językom służących, skoro tylko wiek oświeceńszy dał je poznać światu. Nie tak było z inszemi, dziś więcej od naszego wykształconemi; musiały one długo błądzić szukając praw sobie właściwych, długo nad ich trudnym układem pracować, nakoniec pokryć sztuką niepodobne do poprawienia natury wady.

Cóż nas zbić mogło z tak pomyślnie ku udoskonaleniu języka naszego wskazanego nam toru? cóż powzięte o nim tak słusznie dotąd spóźnić nadzieje? Oto prócz przesądów, które powyżej oznaczyłem. upośledził niepomału mowę naszą ten długi, a wszystko ku upadkowi chylący nieład, który nas zgubił nakoniec.

Lecz kiedy nam zwrot Ojczyzny zajaśniał, kiedy nam być Polakami i obywatelami wolno; jakiemiż powinny być usiłowania nasze, do przywrócenia dawnych i zjednania nowych Narodowi zaszczytów? Młodzieży! w Tobie ufny śmiem tuszyć, że się o nie próżnie ubiegać nie będziesz, a w tym szlachetnym zawodzie, pamiętna przestróg moich, doprowadzisz język narodowy do tego kresu udoskonalenia i chwały, co mnie wskazać tylko jest danym. Pomnij, że za dzielną pomocą nabytej w nim biegłości, oczekują po Tobie nauki niepospolitych pisarzów, dzielnych obrońców niewinność, wymownych radców Ojczyzna, godnych prawd przedwiecznych tłomaczów Boskie Świątynie!

Sąż w świecie szlachetniejsze dla człowieka pobudki, maż je większe i pożyteczniejsze inna jaka nauka? Nie zaiste: uznajmy więc i ogłośmy za jednę z zasad narodowego wychowania naukę ojczystego języka, do której każdego z Polaków święta wiąże powinność.

Nową jej w tej naczelnej Szkole poświęca katedrę czuwająca nad wychowaniem rządowa opieka, by podwajając łatwość ćwiczenia się w narodowej mowie, upodobanie w niej uczniów podwoić mogła. Powołanym został do tej krasomostwa nauki, mąż światłem i wymową znakomity JX. Szweykowski. Nie wahał się on porzucić dla niej szanow ne miejsce Rektora Szkoły departamentowej sejneńskiej, w tym miejscu prawdziwą dla siebie upatrując wyższość, na którym talenta jego najużyteczniejszemi Ojczyźnie stać się mogą. Pod takimi nauczycielami (bo liczy wielu podobnych ta wzorowa szkoła) pod godnym naczelnikiem, którego jej Ojcem i Waszym, słusznie nazwać można, postępujcie uczniowie w szczęśliwie przez Was rozpoczętych naukach, łącząc przykładem przewodników waszych, do darów rozumu te przymioty serca i duszy, które jednając szacunek i poważanie, stanowią prawdziwą zacność talentów.


Przypisy

  1. Starannie
  2. Bieg literatury, Tom I. pag. 130 Edycya in 8-vo, paryska roku 1800
  3. To jest od Franciszka I-go, pod którym zaczął się wzmagać język francuski, aż do czasów Paschala i Racina, co go do tak wysokiego stopnia doskonałości doprowadzili.

Napisał: Stanisław Kostka Potocki h. Piława
Z roku: 1811
Źródło: Poradnik językowy