![]() |
Strona główna Pisemka |
NOTY(Wyrywek z Prostych zasad stylu polskiego...) Nota 1.Zakres niniejszego pisma, nie literatom, ale chcącym pisać po polsku poświęconego, nie dozwala zapuszczać się w rozbiór szczególnych gatunków pism wyższej literatury, ani w wyjaśnia nie właściwych każdemu przymiotów, których wiadomość i dokładna znajomość, mianowicie poetom i krasomówcom, nieodbicie jest potrzebna. Nie będziemy przeto zastanawiali się nad figurami krasomowskiemi, ani nad szczególnemu własnościami stylu najwyższego, a wiadomość o rodzajach mów, o ich osobnych przymiotach, rozkładzie it.p., tudzież rozbieranie własności każdego rodzaju wiersza, n.p. lirycznego, bohaterskiego, komedyi, tragiedyi it.p., równie tu należeć nie może; bo w tej książce o czystej prozie jedynie mówić postanowiliśmy. Z tej przyczyny wyjaśniwszy tylko zasady powszechne dobrego, jasnego i szczerze polskiego pisania, te tydko umieszczamy przepisy szczególne, które do wprawy w sposób pisania, w tym łub owym rodzaju zwyczajnych pism prozaicznych, skutecznie posłużyć mogą. Nota 2.Umieszczony w tej książce spis wyrazów obcych, te tylko obejmuje, które przez inne polskie, rzecz albo okoliczność dostatecznie oznaczające, a zatem dla wszystkich zrozumiale, przez lepszych pisarzów przyjęte, i tylko dla niebaczności innych, nie powszechnie jeszcze używane wyrazy, w mowie naszej zastąpione być mogą. Mnóstwo innych, równo obcych wyrazów, umyślnie Wypuściłem, dla tej przyczyny, aby położone obok nich inne słowa, niby polskie, rzecz atoli niedostatecznie wyrażające, dla swojskiego brzmienia, z duchem słowiańsczyzny zgodniejsżego, nie nazbyt ułudzały ucho polskie; wtenczas bowiem zaspokoiwszy poniekąd potrzebę naszę, stalibyśmy się obojętnymi na dalsze w tej mierze szperania, przez co nie jeden wyraz nielogicznie utworzony, a przez niebaczność przyjęty, zaraziłby mowę naszę nowością, któraby z czasem, mimo niedostatecznego rzeczy oznaczenia, prawo obywatelstwa otrzymała. Niech więc zamiast niedokładnego zastępstwa, raczej wyrazy obce, dopóty zostaną, dopóki na ich miejsce nie wynajdziemy innych, nie tylko polskich, ale takich, które zgodnie z duchem języka i jego filozofią, rzecz dokładnie i dostatecznie malować będą. Ta wszakże uwaga nie powinna gorszyć troskliwych o czystość języka naszego, i niechaj nikt nie nazywa dziwactwem, że wypędzając jednę część obczyzny, drugiej pozostac u nas pozwalamy. — Kto nie dba o czystość, a zatem o szczerość języka swojego, ten go nie kocha1; ale jako dobry ojciec, o doskonalenie dzieci swoich staranny, przywodząc je do tego, co dla nich jest korzystne, w zapale swoim nie idzie bez rozwagi, i nie narzuca im na raz jeden wszystkich ćwiczeń, któreby i zdrowie zniszczyć i rozum pomieszać mogły; tak równie każdy o wyższe kształcenie języka swojego troskliwy, niechaj o tém pamięta, źe chcąc go od razu oczyścić, zaprowadzeniem doń bez rozwagi wyrazów nowych, pozornie tylko rzecz oznaczających, rozum języka pomieszać może; lepsza jest wszakże mniejsza doskonałość, niż zupełny nierozum. Wyrzucajmyż z języka te obce wyrazy, które swojskiemi dokładnie zastąpić możemy; ale nie zaprowadzajmy nowości, przez którąbyśmy mowie naszéj daleko więcéj zaszkodzili. Z tego względu wyrazy obce, których jest mnóstwo w języku naszym, pod następujące oddziały podciągnąć można. A. Naprzód są takie, na których oznaczenie dotąd jeszcze innych nie wynaleziono; mamyż przeto, idąc za pierwszym zaraz popędem, kuć na ich miejsce lada jakie wyrazy, które nam się nawiną i na pierwszy rzut oka mniej bacznego, jako stósowne okażą? Gdybyśmy n.p. za egzemplarz (exemplarz) książki położyć chcieli; odcisk, odpis, przepis, kształt, wizerunek lub it.p.; wszystkie te wyrazy nie oddadzą dokładnie tej myśli, którąśmy do używanego nazwiska egzemplarz przywiązali. Odcisk może być na palcu, odpis znaczy odpowiedź na list, przepisem nazywamy prawidło postępowania, albo mechaniczne przepisywanie jakiej rzeczy; kształt jest to samo co postać, wizerunek wystawia nam czyj obraz; a przeto naśladowanie czegoś oznacza. Tym czasem mówiąc o egzemplarzu książki, nie myśli my o jej przepisywaniu, kształcie, wizerunku; ale widzimy tęż sarnę książkę, tenże sam, że tak powiem oryginał, raz, drugi, trzeci, setny i tysiączny. Przez deklamacją rozumiemy stósowanie tonu i giestów do myśli mową wyrażanej. — Teorya oznacza zbiór postrzeleń z praktyki wyczerpanych. — Delegować, jestto zsyłać kogo z ramienia swojego. — Indygienat wyraża przypuszczenie do ślachectwa krajowego. — Na te it.p. wyrazy nie mamy w mowie naszej innych, któreby w jedném słowie toż samo oznaczały; mamyż więc używać zawsze obszerniejszych opisów, albo dla ich uniknienia, tworzyć natychmiast wyrazy nowe bez namysłu? Jakże mamy wyrzekać się wyrazów, które we wszystkich prawie językach europejskich, jako wyrazy techniczne w naukach i dyplomatyce są przyjęte? a takich jest nie mało, n.p. ratyfikować, dyplomatyka, polityka, policya, amnestya, reprezentacja narodowa it.d. filozofia, gieometrya, fizyka it.p. B. Do drugiego oddziału wyrazów obcych należą te, których wyrzucenie zagroziłoby językowi naszemu widocznem niebezpieczeństwem, dlatego, że na ich miejsce już wynaleziono i po części już przyjęto wyrazy polskie, ale na nieszczęście takie, które mechanicznie tylko spamiętane, rzecz wystawiają, a dochodzącemu ich znaczenia przez rozbiór, inną cale okazują, nie tę, którą nazwać miały. — Nie w jedném już piśmie czytać można dalekowidz za perspektywę, drobnowidz za mikroskop it.p. słowa te brzmią po polsku, i gdy w nich jest mowa o widzeniu daleko i o widzeniu drobnych rzeczy nie jednemu się podobno zdawać mogło, że są dobre. Z tém wszystkiem znaczenie ich, jest rzeczy oznaczonéj zupełnie przeciwne. Widzem zowiemy tego, co widzi; a zatem ostrowidz dobrze jest za ostro widzący, duchowidz z niemieckiego Geisterseher za widzący duchy może być dobrze; ale perspektywa i mikroskop nie widzą; sąto narzędzia, przez które my widzimy jakże je widzami z ubliżeniem sobie nazywać możemy? - Tego tylko, co przez nie widzi, nazwaćby prędzej można dalekowidzem, drobno widzem. Patrzmyż raczéj przez perspektywy i mikroskopy dopóty dopóki ktoś w miejsce drobno- i dalekowidzów nie wynajdzie szczęśliwie innych wyrazów, któreby istotnie te narzędzia, ale nie tych, co przez nie widzą, wyrażały. C. Trzeci oddział wyrazów obcych te obejmuje, które się biorą wznaczeniu raz właściwém, diugi raz przenośném. Perspektywaw malarstwie oznacza sposób wystawienia rzeczy, iż nam się w oddaleniu okazują; mówią także perspektywa za otworzony widok; perspektywa narzędzie przez które się patrzy. Wynajdywanie wyrazów na miejsce takich, tym większym jeszcze podlega trudnościom; lecz gdy nieraz zdarzyć się może, iż podobne rzeczy w języku naszym, w każdém. znaczeniu inaczéj nazwane być mogą, tym lepiéj dla nas; bo przez ten sposób unikniemy niepotrzebnych przenośni, i uwolnimy się od niemałéj liczby wyrazów wieloznacznych, które do jasności mowy nie dopomagają. — Potencya n.p. bierze się raz za państwo, wszystkie, drugi raz za potęgę, siłę: w polskiern jedno za drugie zamieniane być me może; ale tez będzie tym jaśniej kiedy powiemy: Wszystkie państwa zgodziły się na to, aby potęgę jednego z nich ugruntować, zamiast: wszystkie potencye zgodziły się na to, aby potencyą jednej z nich ugruntować. — Mieć pretensyą, znaczy właściwie rościć sobie prawo; mówimy: ma do mnie pretensyą o sto złotych; ma pretensyą do uczoności; ma do mnie jakąś pretensyą, żem się na niego krzywo pojrzał; każda tu pretensyą znaczy co innnego, czemuż nie mamy tego jasno po polsku powiedzieć: rości sobie prawo o sto złotych; chce aby go miano za uczonego; coś sobie do mnie upatrzył, żem się na niego krzywo pojrzał. — Są znowu takie wyrazy obce, które w mowie naszej wieloznacznie używane, nie wszędzie, ale w jedném tylko lub drugiém znaczeniu przez wyrazy swojskie zastąpione być mogą. Zostawmyż wyraz obcy tam, gdzie inaczej być nie może, ale w drugiem miejcu rzecz nazwiejmy po polsku. Pukt w piśmie, jako znak pisarski, jest kropka, ale punktu matematycznego, kropką nazwać nie można , ani też mówić: stanął na kropce zamiast na punkcie. Zostawmyż matematykom i stawającym punkt, a w piśmie na końcu okresów, kładźmy kropkę. — Jeżeli substancyi w filozofii, przez jaki wyraz polski dokładnie zastąpić nie możemy, niech sobie zostanie tak długo, dopóki jej kto dobrze nie spolszczy; ale za majątek, substancyi używać nie potrzebujemy. To i samo rozumieć się ma o tych nawet wyrazach technicznych, które powszechnie we wszystkich europejskich językach przyjęto, jeżeli oprócz jednego znaczenia, ma ją jeszcze i inne. Niechaj amnestya, reprezentacja narodowa, ratyfikacja it.p. zostaną w dyplomatyce nie tknięte; ale w życiu powszechnym, nie potrzebujemy ogłaszać amnestyi, jeżeli możemy przebaczyć, albo uchybienie w niepamięć puścić; obejdziemy się bez reprezentacji, kiedy rzecz jaką przed oczy stawić możemy. — Partya w grze (cała gra), partya wina (część), trafia się partya do ożenienia; partya czyja (strona, stronictwo); tak wieloznaczny wyraz partya nie da się także wyrazić po polsku, aby jedno i wszystko oznaczał. Należę tu jeszcze wyrazy, które lubo są dobrze po polsku oddane, nie w każdym jednak razie, mimo tegoż samego znaczenia, dokładnie rzecz tłómaczą. I jakim jest n.p. ostrosłup za piramidę. Gdybym mówił o piramidach w powszechności, uwazajęc je pod względem gieometrycznym, nazwałbym je ostrosłupami; ale czyniąc wzmiankę w piśmie jakiém, o piramidach egipskich, wolałbym je nazywać piramidami, dla tej przyczyny, ze do tego nazwiska już jest przywiązana myśl więcej obejmująca, niżeli ostrosłup w sobie zawierać może. D. Do czwartego oddziału wyrazów obcych należą takie, na miejsce których mamy inne wyrazy prawdziwie polskie, a nawet rzecz dostatecznie oznaczające, ale jeszcze nie upowszechnione. Jakiemi są: robotnia, pracownia, pracowalnia za laboratoryum; pisarnia za kancellaryą, ukrajnik za gzems, ośmina za oktawę, nagoda za okazyą, zamecznik za ślósarza, silnia za machinę do dźwigania, podkopnik za miniera, i wiele t.p. — Gdy jednak wyrazy te, mało jeszcze są upowszechnione, a teorya i każda książka naukowa, to tylko obejmować powinna, co juz powszechnie za dobre uznano i przyjęto; przeto obok najmocniejszego życzenia, abyśmy tym podobnemi wyrazami język nasz zbogacali, nie wypadało ich umieszczać w spisie wyrazów, które się do przyjęcia bezwarunkowo polecają. E. Piąty oddział wyrazów obcych te obejmuje, które się rzadko kiedy wydarzają, a zatem jako mało znane, językowi mniej są szkodliwe; n.p. malacya (z włoskiego) cisza morska; kondyment zaprawa potrawy; konflagrata wspomożenie pogorzelców; dystrybutywa rozdawanie urzędów; kordyzant skoczek na linie; demonomania dyabelskie szaleństwo; dezobliżantka kareta na jedną osobę; kornesy gzemsy it.p. F. Pod szósty nakoniec oddział wyrazów obcych podciągniemy te wszystkie, na których miejsce mamy inne polskie, nie tylko dokładnie rzecz oznaczające, ale przez znawców powszechnie przyjęte, dła wszystkich zrozumiałe, i tylko przez niedbalstwo i nieuwagę innych nie wszędzie i nie zawsze używane. Takie więc starałem się po większej części tu zebrać i w jednym szeregu swojskie obok obcych umieścić. Nie wchodzą wszakże do pomienionego spisu wszystkie wyrazy z jednego źródła pochodzące, bo tych znaczenia każdy z łatwością dojśdź może. I tak obok wyrazu ja n.p. desperacya rozpacz, nie znajdują się wyrazy desperat, desperować, desperacki; obok wyrazu reformować odnawiać, możnaby położyć reformator, reforma it.p. ale taki spis mniej użyteczny zwiększałby na próżno liczbę arkuszy. Przeglądając pomieniony spis wyrazów, obcych, nie jeden czytelnik uśmiechnie się może, gdy znajdzie przekonanie, jak niepotrzebnie używał w mowie łub piśmie swojém obczyzny, mając tak dobitne wyrazy polskie; bo kto ma przemysł własny, nie dba o obcą industryą, i byłe nie miał przeciwników, adwersarza lękać się nie ma potrzeby; a kto z powiernikiem swoim siądzie na miękko wyściełanej poduszce, może nie dbając o konfidenta i o polstrowane krzesełka, zdaleka od solennej konwersacyi, bawić się mową uroczystą, a wyrzuciwszy wszystkie frukta na obcym gruncie uzbierane, pożywać będzie owoców w ojczystym ogrodzie wypielęgnowanych. Nota 3.Co się mówiło w nocie 2. o wyrazach z obcego języka wziętych, i tu pod pewnym względem zastosować się daje. Gdybyśmy nowych wyrazów nie przypuszczali cale, nigdyby język nie postępował; i z tego powodu wystrzegać się należy wyrazów przestarzałych, które przez nowe dziś powszechniej używane, a rzecz dobrze oznaczające, zastąpione być mogą. Ale gdy przez chęć wprowadzania nowości, nie jeden może wyraz nie zasługujący na to, wpuściliśmy do języka naszego, wielkiej zatem rozwagi i zastanowienia potrzeba na wy danie wyroku, czyli się za nowemi wyrazami ubiegać mamy, czy też nie korzystniej byłoby dla języka, wrócić do niektórych starych wyrazów, a wszelkim przybyszom nowym wypowiedzieć miejsce: to szczególniej o wyrazach z obcego wziętych rozumiećby należało.2 Gdyby jednak wyraz swojski, czyto nowy, czy starożytny, rzecz nie dobrze oznaczał, w takim razie cudzoziemski w mowie zatrzymać należy. Tymczasem są w języku naszym wyrazy, które, nie wiem dla jakich przyczyn, miejsca swojego obcym ustąpiły. Wyraz n.p. czcionka za litera drukarska jest swój, podobało się jednak zarzucić go, aby litery pisać, litery wymawiać, i literami drukować. Zaczyna wprawdzie wracać czcionka do pism naszych, lubo jeszcze nie powszechnie. Oswójmy się z nią, ale jej nadajmy jedno tylko znaczenie; niech drukarz ma czcionki, a my wymawiajmy głoski; a tak i w pierwszym i w drugim razie bez liter obejśdź się będziemy mogli. Zapewne wydałoby się dziwnie n.p. wymów mi czcionkę a, b, c; ale gdy bez tego jaśnie mówić i pisać możemy, mówmyź do dziecięcia: Wymawiaj mi dobrze i wyraźnie te głoski, a drukarzowi powiedzmy: te słowa trzeba wybić większemi, a te, mniejszemi czcionkami. Prócz tego są jeszcze inne wyrazy przestarzałe, które coś więcej mają w sobie polskiego, jak później zaprowadzone, lubo pierwsze i drugie nie są czysto polskiemi. Alboż kambierz mniej brzmi po polsku, jak dzisiejszy wekslarz? a roztrucharz mniej jak handlarz koni? A przecież kambierz wekslarzowi, a roztrucharz handlarzowi koni ustąpili. Mniejsza jednak byłaby szkoda, gdyby szło o zamianę takich tylko wyrazów, które niebyły i teraz nie są polskie; ale przyzwyczajenie się do odmian i chęć ubiegania się za nowością, pociągnęły za sobą, że opuszczano wyrazy szczersze polskie, dla wprowadzenia obcych, albo przynajmniej wynajdowano bez przyczyny inne, za któremi, prócz nowości, nic więcej nie mówiło. Dla czegóżby się teraźniejsze strojne damy wstydzić miały rucha, kiedy się nie wstydzą sukni z ogonem? Czemu zarzucamy szadź, kiedy o rosie mrozem ścietej pisać chcemy? I czyli poczta lepiej brzmi w uchu polskiem, jak listownia? — Życzyćby należało, aby nasi uczeni wydobywali słowa starożytne takie, które są lepsze od nowszych, i aby je upowszechniali. Nota 4.Kiedy się mówi o licznych w języku polskim giermanizmach i gallicyzmach, nie od rzeczy będzie zastanowić się nieco nad przyczynami wpływu obu tych języków na mowę naszą, a ztąd wyjaśnić różnicę, jaka w skutkach przez jednę i drugą obczyznę, na języku naszym zdziałanych, zachodzi. We wstępie do tej książki namieniliśmy, że Polacy będąc sąsiadami Niemców, częściej i powszechniej z nimi obcowali. Ztąd poszło, źe od nich przyjęli mnóstwo wyrazów i sposobów mówienia , w codziennym i pospolitym języku używanych; do wyższej zaś mowy te tylko weszły wyrazy, które wraz z rzeczą z obcego języka wziętą wprowadzone zostały ; a gdy pomiędzy uczonymi nawet Polakami, mniej bywało dawniej miłośników literatury niemieckiej; przeto uczeńszego języka niemieckiego sposoby mówienia były dla nas obce. Inaczej działo się z francuzczyzną: naród Polski nie miał tak bliskich z Francuzami sąsiedzkich ani handlowych stosunków, a cały związek pomiędzy jednym i drugim narodem, odbywał się przez osób kilkanaście lub kilkadziesiąt, a dajmy i kilkaset, które będąc same z wyższych klas, z wyższemi też tylko, a zatem i uczeńszerni obcując, sposobów mówienia wyższego języka naśladowały. Na koniec język francuski wszedł w powszechny zwyczaj u Polaków, i sama literatura francuska ich zajmowała; był to język nie pospolity, ale uczony, który sobie przyswoili, i z którego nie pojedyncze wyrazy, ale cały tok mowy, a zatem i duch językowi polskiemu obey przejęli. Ztąd wynika, źe niemczyzny znajdujemy więcej w mowie codziennej, tak u ludu prostego, jako i u wyższych klas mieszkańców mianowicie prowincyj, które z Niemcami graniczą, a niekiedy i w książkach, które się w tych prowincyach drukują; francuzczyzny zaś mniej słyszymy w codziennej mowie, u ludu pospolitego bardzo rzadko; ale za to natrafiamy na nie zbyt licznie po książkach, które we wszystkich prawie prowincyach polskich wychodzą. Nota 5.Zastanawiając się nad obfitością języka, nie można nie mieć w myśli i ubóstwa jego:, ta okoliczność staje mi się powodem do uczynienia tu kilku uwag. Są tacy, którzy przytaczając tu i owdzie obce wyrazy, na których miejsce nie mamy własnych, zarzucają naszemu językowi niezmierne ubóstwo, i od razu przeznaczają mu nieodzownym wyrokiem niższy stopień, od wszystkich innych teraźniejszych języków. Są inni, którzy przez źle zrozumianą miłość tego, co swoje, W niepomiarkowanym zapale mniemają, że język polski ma zalety wszystkich innych języków. Ale jeżeli rzecz gruntownie zgłębić zechcemy, zawstydzą się pierwsi, a drudzy wyrok swój wstrzymać będą musieli; bo z porównania języków okazałoby się najdowodniéj, że każdy ma swoje zalety, równo jak swoje wady; i jeżeli W tem lub owém, język nasz innemu ustąpi, znajdzie się znowu, że gdzie indziej obcy ustąpi naszemu. Zarzucają nam n. p. że nie mamy dokładnego wyrazu, któryby zupełnie tosamo oznaczał co niemieckie Vernunft, a co my nazywamy rozsądkiem, (niektórzy chcą zastąpić to przez wyraz um); bo u nas rozum ściśle biorąc znaczy wyraźnie to, co niemieckie Verstand: jeżeli ten zarzut jest słuszny, to znowu Niemcy nie mają wyrazu na rozsądek; bo ani Urtheil, ani Urtheilskraft tego nie oznacza. Urtheil jest sąd albo wyrok, Urtheilskraft znaczy władzę sądzenia; ale samo działanie tej władzy nazywa się rozsądkiem. Ztém wszystkiem jeżeli Niemcy przez Vernunft, to samo rozumieją, co my przez rozsądek, jakkolwiek te wyrazy na pozór są różne; w istocie to samo oznaczają; nie idzie tu bowiem o tłómaczenie Wyrazów, ale o nazwanie tej samej rzeczy Dalej nie mamy wyrazów: na poezya, poema, poeta, poetyczny, gdy Niemcy mają bardzo dobitne swoje: Dichtkunst, Gedicht, Dichter, dichterisch, dichten (mówimy składać wiersze, ale to nie jest dichten); ależ znowu Niemcy nie mają dobrego wyrazu na wola, (co pochodząc od wolę to niż owo, znaczy chcenie z wyboru), kiedy ją nazywają freyer Wille, co znaczyłoby u nas swobodne chcenie; frey znaczy bowiem to, co łacińskie liber, a Wille jest voluntas, chcenie. Nie można też mówić wolna wola, bo kiedy wola, toć już zapewne wolna. — Wolność nazywają Niemcy Freiheit des Willens, co równie naszéj wolności nie odpowiada; Wilkühr zaś nie wiem, czy jedno lub drugie oznaczać może. Niemają także wyrazu naszego chuć, bo ją Neigung nazywają; skłonność przecię nie jest to samo, co chcenie czego. Podobne zarzuty bywają nam czynione i ze strony języka francuskiego: nie chcę tu zastanawiać się nad obfitością w wyrazach,, ale uważmy języki znowu pod innym względem. Znawcy utrzymują, że to jest miarą dobroci języka, kiedy na który z, nich z większą łatwością dzieła starożytnych przelewać się dają. Zobaczmyż. Pozwalam że Francuzi większą mają liczbę klassyków starożytnych w przekładzie, niż Polacy: to dowodzi, ze Francuzi więcej w tym rodzaju pracowali? ale-czyliż to dowodzi oraz lepszości ich języka? -- Sam La Harpe który znał zapewne swój język, narzeka, na to, że ani jednego wiersza łacińskiego, przełożyć nie można na język francuski, ażeby nie napchać, pomocniczych a z siebie nic nie znaczących wyrazów? na dowód czego przytacza wiersz: Eripuit fulmen coelis, sceptrumque tyrannis z tłumaczeniem slowném, któregoby podobna nikt nie zrozumiał: Bacit faudre cieux et sceptre tyrans Bez przedimków (artykułów) i zaimków osobistych, nic po francusku powiedzieć nie można. Zobaczmyż teraz jak to tłómaczenie w ubogim języku polskim wyglądać może. Wydarł piorun niebosom i berło tyranom nie masz tu ani głoski niepotrzebnej, a nawetby i za wiersz uszło. Nie dowodziż to, że język polski do tłumaczenia łaciny zdatniejszy, jak francuski. Ale mówię dalej, ze grammatyka francuska tak jest porządna, iż język najzdatniejszym jest do wymowy; może to być; lubo i polski wielu miał mówców; ale znowu co się tyczy poezyi, jakkolwiek Francya miała wielu i znakomitych poetów, sami jednak przyznają Francuzi, że język ichnie jest ani muzykalny ani poetyczny; i jakto w grammatykach narodowych francuskich bez uprzedzenia napisanych, czytać można nieraz zdanie o języku: qui est aussi peut-être la moins poetique de toutes les langues; a przecież tego o języku polskim cale powiedzieć nie można, który pod względem muzyki, obok włoskiego iśdź może. A zatem mnóstwo dzieł poetyckich dowodzi tylko mnóstwa poetyckiego gieniuszu; ale nie poetyczności języka. Toż samo wypadłoby z porównania i z innemi językami; zarzut zatem tylokrotnie czyniony językowi naszemu, że jest zbyt ubogim językiem, nie jemu służy, ale tym którzy się nad nim mało zastanawiali. Każdy język ma swoje lepszą, ma i słabszą stronę. Najpowszechniejszy jest zarzut, że język nasz niezdatny do pism filozoficznych; gdyby jednak znawcy, mniej dbając o to, czyli który wyraz w języku obcym, w filozofii używany, u nas przetłómaczyć się daje, takich szukali, które może na pozór mniej podobne, w rzeczy jednak, toż samo oznaczają, możeby się i u nas znalazło wszystko, co do filozofii jest potrzebne. Napróżno suszy sobie głowę nad językiem filozoficznym kto n.p. niemieckie Empfänglichkeit der Eindruche, albo Receptivitat der Eindruche, biernością wrażeń albo t.p. nazwać usiłuję; bo zastanowiwszy się nad rzeczą, znajdzie na to wyraz polski, w codziennej mowie znany i używany, nad którym się pod względem filozoficznym nie zastanawiał. Na kim rzeczy wrażenie czynią, temu przyznajemy czucie, i mówimy: jest czuły na to; a zatem czułością, nazywamy nie co innego, jak tylko tę zdolność przyjmowania wrażeń, którąśmy biernością wrażeń nazwać chcieli; tak więc Empfänglichkeit al bo Receptivitat der Eindruche nazywać się po polsku czułością moźe. Rozróżniejmy tylko metafizykę w wyrazach od prawdziwej filozofii; pozbądźmy się tego przesądu, ze filozofia wymaga koniecznie trudnego i niezrozumiałego języka; zastanówmy się czyli wyrazy, które codziennie po dziesięć razy wymawiamy, nie to samo oznaczają, cośmy w filozofii powiedzieć chcieli; nie bierzmy dziwolągów odurzonego rozumu, ani urojeń metafizycznych za prawdy filozoficzne, ale spytajmy się siebie samych, coto jest filozofia; a wtenczas dopiero śmiało wyrzec będziemy zdolni: to mogę, nazwać swoim językiem, a na to nie mam właściwego wyrazu; ale dopóki filozofią uważać będziemy jako rzecz nam wcale nie właściwą, dopóki z daleka od doświadczania, czyli to lub owo powiedzieć można, twierdzić na ślepo będziemy i mówić: to daremna praca, na to my nie mamy wyrazów; dopóty na krzywdę jezyka i na hańbę narodu naszego utrzymywać będziemy to, o czém, czy tak jest, przekonać się nie śmieliśmy. — Zresztą wyrzućmy z dzieł filozoficznych innemi językami pisanych to wszystko, co nie jest ich własnością, a może im nie więcej, jak nam zostanie. Nota 6.Czyli przerabianie wierszy na prozę uważać należy za sposób ćwiczenia się w stylu, nie zgadzają się pedagogowie. Niektórzy mniemają, że to zatrudnienie młodzieży bardzo małej jest wagi: ja trzymam przeciwnie. Doświadczałem tego niekiedy z uczniami klas średnich, a nawet i wyższych, i znalazłem, że ten rodzaj pracy ma swoje trudności do przezwyciężenia, i nie jest bez korzyści. Oznaczyć ściśle granice pomiędzy stylem poetyckim a prozaicznym, uczuć te delikatne odcieniowania, które jeden i drugi rodzaj cechują i rozróżniają, nie jest zabawą tak łatwą, aby ją lekce ważyć można. Tymczasem poznawać różnicę poezyi od prozy jest rzeczą konieczną i w szkołach wymaganą; jakże tego łatwiej dopiąć można, jeżeli nie rozbieraniem szczególnych miejsc poetyckich i przerabianiem ich na prozę? Jakimże innym sposobem łatwiej wykazać można różnicę pomiędzy wolną a wiązaną mową, jeżeli ta sama rzecz jednym i drugim stylem napisana nie będzie? — Prócz tego przekonany jestem, że rozbieranie miejsc niektórych poezyi i przerabianie ich na prozę, nie pospolitem jest ćwiczeniem się w samym nawet języku. Nie jestem ja tego zdania , aby każde bez wyboru poema do takowego przerabiania miało być brane; bo tam, gdzie przedmiot zbyt wygórowanego uczucia wymaga, i w mowie tylko poetycznej wyłącznie odmalować się daje; przerobienie na prozę, byłoby częstokroć rzeczy zepsuciem; ale gdy tu idzie tylko o wprawę, łatwo nauczyciel znajdzie wiersz taki, jakiego do swojego zamiaru potrzebuje. Nota 7.Łatwo przewidzieć można zarzut, z powodu, że w tej książce wzory stylu brane są po największej części z Krasickiego. Nie jeden zapyta może; czyliż nie lepiej było uczącego się po polsku oswoić z pismami różnych autorów? Na to odpowiem tylko, że, jeżeli w tém zachodzi jakie uchybienie, cała wina spada na samego Krasickiego; on bowiem takim stylem pisał, jaki właśnie za wzór służyć powinien temu, co gładko, pięknie i tokiem szczerze polskim mówić i pisać usiłuje. Ale powiedzą znowu: Krasicki ma wiele wyrazów nie polskich, pełno u niego łaciny, a to sprzeciwia się zamiarowi książki, która do czystości języka zachęcać miała. — Że Krasicki ma wiele nie potrzebnéj łaciny, to prawda; ale ze i bez niéj pisał, dowodzi tego prócz wielu innych, umieszczona tu na stronie 145. powieść jego Ibrahim i Osman, w której mowa prawdziwie jest polska. — Żeby zaś z resztą, przytoczone w tej książce wzory stylu Krasickiego miały być zgorszeniem co do czystości języka, ten tylko sądzić tak będzie, kto zamiar mój powierzchownie tylko zrozumiał. — Nieczystość języka w Krasickim zależy tylko na pojedynczych wyrazach łacińskich, które z wszelką łatwością, przez inne pojedyncze wyrazy polskie, bez najmniejszego rzeczy nadwerężenia, zastąpione być mogą; ale co się tyczy kształtu i toku mowy szczerze polskiego, co się tyczy trafnego, dokładnego malowania myśli, co się tyczy nakoniec słodyczy, prostoty, łatwości, przymiotów pismu każdemu tyle potrzebnych, rzadki podobno jest pisarz któryby w tém wielkiemu Krasickiemu wyrównał. Z tej więc przyczyny wszystkim szczerze po polsku pisać chcącym, radzieby należało (z ostrzeżeniem o wyrazach łacińskich), aby od czytania prozy Krasickiego zaczynali, a dopiero, napojeni duchem jego, do czytania innych, jędrniejszych i trudniejszych prozaików przystępowali. Ktokolwiek zna i czuje swój język, zgodzi się ze mną zapewne, że mimo używanych wyrazów łacińskich, więcej jest ducha polsczyzny w języku Krasickiego, niżeli w pismach wielu nowomodnych autorów, którzy nibyto polskiemi słowami, a jednak cale nie po polsku piszą. Tych możeby nawet nie zrozumiał Górnicki i Skarga, gdy przeciwnie w Krasickim owi mistrze znaleźliby prawdziwego Polaka. — Kiedy pełen afektu ojciec, mniej baczny na skargi synowskiego adwersarza, mimo impressyi jaką uchybienia młodości na sercu jego uczyniły, dziecięcia swojego nie może kondemnować; ale bez najmniejszej deliberacyi determinuje się, aby mu winę przebaczył; więcej w nim widzimy polsczyzny, niżeli w owych, którzy widząc się wzruszonemi, a nie mniemając dość waźnerni skargi na syna podane, lubo obraza aż do dna serc ich jest zaniesioną, nie znajdują się w stanie potępić dziecię swoje; ale rozumiejąc go niewinnym, nie mogą jak przebaczyć. Nota 8.Układając niniejszy zbiór uwag moich, miałem w zamiarze mówić tylko o języku i stylu, a przeto nie chciałem zwiększać książki wzorami tych pism urzędownych, które nie odstępując nigdy od raz na zawsze przepisanej formy, zawsze też przy swoim własnym sposobie pozostają; takiemi są świadectwa sądowe, rewersa, zaręczenia, ugody odstąpienia (cessye), pełnomocnictwa, testamenta, kodycylle, świadectwa depozytalne, obligi, weksle, listy (awizowe) donoszące o wekslach, assygnacye, kwity it.p. Kto zresztą zna język i pisać umie, z łatwością każde z tych, podług wzoru napisze; a żadna biegłość w stylu nie uwolni go od przyjętej tak nazwane aryngi. Ztego powodu zdawało mi się, że o wymienionych tu pismach, nie tak w powszechnych zasadach stylu, jako raczej, w osobnej na to przeznaczonej książce mówićby należało. Chcący jednak rzecz poznać, znajdzie wiadomość o niej w 5tym oddziele sztuki pisania drugiej części dzieła: Dokładna nauka języka i stylu polskiego przez Tomasza Szumskiego.3 Przypisy:
Napisał: Józef Franciszek Królikowski |