Strona główna Pisemka

List Damy urodzonej w ziemi Przemyślskiey do Redaktora Dziennika Wileńskiego

MOŚCI PANIE REDAKTORZE!

Chociaż WMPan nic nie powiedziałeś o pismach kobiecych, czy ie przyymować będziesz lub nie; nie rozumiem iednak, żeby Dziennik WPana był monopolicznym składem na plody samych głów męzkich. Trzymam ieszcze po wychowaniu WacPana, że nie tylko iesteś grzecznym dla kobiet, ale nawet sprawiedliwym: a zatem nie uważasz ich za same tylko cacka i bawidełka świata, ani za głowy lekkie zaięte samemi sprawami czułości do figurowania w romansach. Mamy i my nasze zdanie, i nasze postrzeżenia, na które się nie zawsze mężczyzni zdobędą: a nasza miłość własna nie tylko się rozciąga do stroiów i ozdób powierzchownych; ale nawet sięga w przyzwoitym sobie stopniu władzy poięcia i dowcipu. Zostawuiemy wacpanom górne myśli i głębokie nauki: ale w rzeczach smaku i przyiemności, niech to WacPana nie obraża, kiedy powiem otwarcie, że nam się należy pierwszeństwo.

Urodziłam się nad brzegami Sanu w oyczyznie Ignacego Krasickiego. Mnieysza o to, że należę do iego familii; kiedy nie do iego sławy i dowcipu. Oyciec móy kazał mnie uczyć ięzyków zagranicznych: obróciwszy pierwszą baczność na mowę polską. Starano się cwiczyć mnie w niey, otoczono mnie kobietami dobrze mówiącemi, przestrzegano we innie i tonu, i właściwego Polakom myśli wyrażenia. Biblioteka nasza napełniła się wkrótce zbiorem Pisarzy Polskich dawnych i teraznieyszych. Gdym się dobrze nauczyła po polsku, ięzyk rossyyski i iako pobratyński naszemu, i iako Roxolance stał się łatwym do nabycia. Przyszła koley na ięzyk francuski i włoski. Pracowano nad tém, abym mówiła i pisała w tych językach poprawnie, to iest wedle prawideł grammatycznych. Że zaś móy Oyciec nie myślał mnie sposobić ani na aktorkę teatru cudzoziemskiego, ani na członka Akademii Paryzkiey lub Florenckie; nie dbał o to, choćby wymawianie ięzyków zagranicznych nie dochodziło zupełnie jak nazywaią akcentu tamtych narodów: i wolał, żeby wymawianie obcych ięzyków zarywało troche tonu polskiego, iak żeby wymawianie polszczyzny wpadało w ton zagraniczny.

Gdym poszła za mąż, odwiedzanie familii po różnych województwach zamieszkałey, dało mi sposobność poznania różnych prowincyy Polskich: a przez spadek fortuny na Męża mego wypadło mi przenieść się od Sanu na brzegi Prypeci. Zamieniłam kray naypięknieyszych widoków, na kray topielisk i błotnistych zarośli. Tu dopiero żywiey uczułam w sobie obowiązek, żeby przez domową społeczność uprzyiemnić mężowi tę prawdziwie Styxową okolicę. Zapisaliśmy sobie Dziennik Wileński, w którym czytałam pismo o ięzyku polskim. Autor po żałosnych uniesieniach nad uczonemi śmiesznościami wprowadzanemi do języka przez mężczyzn, ciągnie dosyć trafiaiące do mego przekonania swe uwagi i rady, a w tych odsyła Polaków do włościan i wieśniaczek w okolicy Jarosławia na przysłuchanie się, i na naukę przyiemnego wymawiania polszczyzny. Miło mi naprzód było czytać zaletę moiey oyczystey ziemi: ale znaiąc Autora, który dosyć często i długo w tamtym kraiu przebywał, bawil się po pierwszych dworach i zamkach, zdziwiło mnie zaraz, dla czego wymawianie wieśniaczek znalazł przyiemnieysze i lepsze, iak tyłu kobiet dobrze urodzonych i wychowanych tamtego kraiu? Wzięłam to za przymówkę moim współziomkom wyższego rzędu, i chciałam po dawney znaiomości wymówić Autorowi tę niespodziewaną napaść. Ale przez właściwą kobietom cierpliwość, nie będąc do sporów skwapliwą, pomyślałam sobie, czy nie miał Autor słusznych powodów do takiego twierdzenia? i płeć naszą nie mali sobie co wyrzucić w sprawie mowy oyczystey?

Ieżeli na granicach zachodnich Województwa niegdyś Ruskiego wymawianie polszczyzny jest powszechnie uznane za naylepsze; wyznać muszę, że to utrzymuje się w swey czystości i prawictwie między ludem wieyskim, i po domach szlacheckich: ale w osobach jak zywaią wielkiego świata czuć się daie różnica i odmiana w wymawianiu, dla częstego przestawania z cudzoziemcami, dla (za wczesnego i zbyt troskliwego cwiczenia się w mowie zagraniczney, do którey tonu ięzyk i ucho nawyka, i ten miesza z tonem mowy kraiowey. Wyznać ieszcze trzeba, że Polki maiętnieysze i staranniey wychowane, nie tylko mało się cwiczą w nauce swego ięzyka, ale go nawet ledwo nie zupełnie puściły w zaniedbanie. Łożą niezmiernie wiele starań i zabiegów na wyszukanie dobrze mówiących po francuzku guwernerów i guwernantek; a nie czynią żadnego braku co do mowy w kobietach i ludziach kraiowych, któremi otaczaią dziecinne lata swych córek i synów. Uczą się więc dzieci od naylepszych mistrzów cudzoziemskiego, a od naygorszych kraiowego języka. Przywyknąwszy z młodu do tonu grubego i fałszywego, do wyrazów powincyonálnych pospólstwa, nie dziw, że źle mówią na resztę życia; albo że się wstydzą mówić ięzykiem, którego ich dobrze nie nauczono. Iakoż w wyższych kompaniach Miast i Dworów polskich więcey się zawsze słyszy mowy francuzkiéy iak kraiowey: i cudzoziemcom się zdaie, że albo nie mamy narodowego języka; albo że mamy tak zły i gruby, że nim sami gardzimy. Przystoyność i grzeczność każe, używać w towarzystwie cudzoziemców mowy im znaney: ale obcuiąc sami z sobą; nie iestże to rzeczą śmieszną i obelżywą lepiey mówić i pisać w języku cudzoziemskim iak w swoim? Dobrze że kobieta stara się podobać swoimi obcym: ale walném iéy usiłowaniem bydź powinno przywięzywać sobie rodaków, z któremi ma dzielić pociechy i troski życia. Trzeba dobrze umieć swóy ięzyk, żeby go zrobić zachwycającym tłumaczem prostoty, przy milenia, i tkliwości: w czém kobiety panować, i nikomu ustępować nie powinny. Ich usta leiące słodycz i delikatność w obcowanie, są zdaie mi się owym urokiem wdzięków i przyiemności, które tam iakiś Greczyn przypisał wstędze przepasuiącey Boginią wyprowadzoną z piany morskiey. To cudowne utworzenie pedant szkolny wziąłby za cechę i godło lekkości: ale Greczyn dowcipny i grzeczny chciał zapewne wyrazić; że nadanie rzeczom delikatney farby, i powłoki dla smaku nay przyiemnieyszey, iest darem i udziałem kobiet; który stanowi ich potęgę i dzielnieyszą nad piękność, i trwaiącą przez wszystkie pory ich życia.

Zostawiam WacPanu wywód pożytków i chwały, któreby spłynęły na kray i ięzyk, gdyby Polki tak bogate w dowcip i przyiemność, choć małą cząstkę chciały poświęcić mowie oyczystey tego czasu, który łożą na doskonalenie się w zagraniczney. Nie odstręczay ich WMPan od języków cudzoziemskich, ale ich proś i błagay, aby wzięły w swoią opiekę ięzyk kraiowy. Mnie zaś tylko idzie o to, żeby nie wznawiać dawney, wyprawy Argonautów po złote runo do Kolchidy, i żeby nie ieździć w okolicę Jarosławia po to, coby każdy znaleźć powinien w ustach dobrze wychowaney kobiety.

Zostaię WacPana
Dnia 14 Marca 1815
uniżoną sługą
PRZEMYŚLANKA


Napisał: Jan Śniadecki (pod pseudonimem)
Wydał: Dziennik Wileński
Z roku: 1815
Źródło: Książki Google