![]() |
Strona główna Pisemka |
List Żmudzina do redaktora Dziennika WileńskiegoMOŚCI PANIE REDAKTORZE Czy WacPan Litwin, czy Żmudzin, czy uczciwszy uszy Mazur; wiesz zapewne o tey nieszczęśliwey przywarze narodu naszego, że w nim mało ludzi lubiących bawić się xiążką, i czytać. W klimacie tak ostrym iak nasz, gdzie prawie ośm miesięcy zimna, gdzie w lecie malo nocy, a w zimie mało dnia, unikaiąc nudy, trzeba zbywaiące od gospodarstwa chwile trawić albo przy kieliszku, albo na plotkach, na facyendach seymikowych, na wykrętarstwach prawniczych godzących na własność i spokoyność sąsiada. Gdyby u nas więcey czytano, starano się o wiadomości pożyteczne i przyiemne, mielibyśmy mniéy processow, exdywizyy, i burd seymikowych: które nie tylko wystawiaią nas na posmiewisko cudzoziemców i ludzi rozsądnych w kraiu, ale nas już pozbawiły tey otwartości, prostoty, uczciwości obyczaiów, iakie niegdyś prowincyą naszę zdobily. Wreszcie może i mybyśmy się zdobyli na iakiego Kochanowskiego, Krasickiego i Naruszewicza, gdybyśmy nie marnowali zdolności naszych na bredniach i dzikich śmiesznościach. Te uwagi uwiiaiąc się po mey głowie przekonały mnie, iakby to bylo rzeczą i dla oświaty i dla obyczaiów pożyteczną, gdybyśmy polubili czytanie. W tym celu zachęcałem ziomków moich do zapisania sobie dziennika Wileńskiego: ile że tego rodzaiu pisma przez wybór i rozmaitość rzeczy, nayprędzey mogą do czytania zachęcić. Ale mospanie Redaktorze! żeby pociągnąć do czytania ludzi, trzeba pisać rzeczy pożyteczne i zabawne, a pisać ie przyjemnie i zrozumiale, a zatem nie używać słów w języku naszym i nieznanych i niepotrzebnych. Numer 10 Wacpana Dziennika narobił tu niemało wrzawy, zatrudnienia, i kłopotu. Na karcie 383 napisałeś Waspan Kościoł ten zbudowany na opoce ISTNĄŁ i zawsze ISTNAĆ będzie &c. Ziomkowie moi przeczytawszy to, nie mogli zrozumieć co to znaczy: suszyli sobie głowy różnemi domysłami, i wreszcie udali się po wytłumaczenie do X. Kaznodziei do Telsz, iako do człowieka w rzeczach kościelnych biegłego. Ten nie trafiwszy nigdy na wyraz istnąć ani w Skardze, ani w Lachowskim, ani w psałterzu Kochanowskiego, rozumiał naprzód, że to jest błąd drukarski, że wytłoczono istnąć zamiast iskać, to iest w znaczeniu przenośném oczyszczać naukę od błędów, zarazy kacerskiey i t. d. ale pomyślał sobie, że zapewne w Wilnie, ludzie tak są obyczayni iak w Telszach, i Rosieniach, a zatém Autor pisząc dla publiczności, nie śmiałby użyć tak brudnego wyrazu. Widząc ieszcze, że to tłumaczenie nie bardzo przystaie do ciągu mowy WMpana, przypomniał sobie, że gdzieś niedawno czytał czy słyszał o znalezioném podobieństwie mowy polskiey do mowy w Sanskrycie starodawnym Indyyskim ięzyku; wniosł więc, że nie tylko ten, ale może wiele innych nowych a niesłychanych w polszczyznie pospolitey wyrazów stamtąd wydobyto; że się trzeba spodziewać nowego z Warszawy słowniką tłumaczącego nam znaczenie i początek tych wszystkich nowo wprowadzonych do mowy polskiey wyrazów. Nie podobało się to moim ziomkom, żeby się uczyć dawno zapomnianey mowy Indyyskiey do zrozumienia polszczyzny: i pokłoniwszy X. Kaznodziei postanowili sobie uczynić rozbrat z WM Pana Dziennikiem iako ciemnym i niezrozumiałym, Obrona od napaści pieniackiey mego sąsiada, sprowadziła mnie właśnie w ten moment do Telsz, kiedy WMPana istnienie tyle wszystkich męczyło i oburzało. Wyrozumiawszy, o co idzie, powiedziałem X. Kaznodziei i wszystkim; że to , co napisano w dzienniku, wyraża się w dobrey polszczyznie: Kościoł zbudowany na opoce stał i zawsze stać będzie: że istnąć i istnieć iest wyraz fabryki mazowieckiey, i że Redaktor może Mazur chciał nas tym nowym płodem swoiey ziemi obdarzyć. Żeby jednak wszystkich pogodzić z WMPanem, i od porzucenia Dziennika odwieśdź, obiecałem im, że o tém do WMPana napiszę; trzymaiąc po iego rozsądku, że nawet okażesz nadal niepotrzebnym podany od mego ziomka warunek: aby na przyszłych Seymikach podadź do Laudum żądanie Xięstwa Żmudzkiego; iżby drukarnia Wileńska nie wydawała nigdy xiążek pisanych po mazowiecku ani po Sanskredańsku, ale prostą szczerą, i wszystkim zrozumiałą polszczyzną. Słowo istnieć albo istnąć iako językowi polskiemu niepotrzebne, nie tylko go nie zbogaca, ale go owszem psuie i cudzoziemczyzną zaraża. Żebym WMPana o tém przekonał przytoczę mu z pism drukowanych kilka myśli tém słowem wyrażonych. W śród wyborney polszczyzny wtrącił ieden Autor: bez rozsądku prawdziwa nie istnieie metafizyka drugi znowu pisze: między prozą a wierszem wielka istnieie różnica: poezya polska bez rymu istnieć nie może i t. d. Pytam się WMPana czy to iest mowa polska? czy to nie iest francuzczyzną w polskie słowa przybrana? i czy Polak nie umieiący po francuzku zrozumie co to znaczy? Wszakże prawdziwie i dla wszystkich zrozumiale mówi się po polsku: bez rozsądku nie masz prawdziwey Metafizyki: między prozą a wierszem wielka zachodzi różnica: poezya polska ostać się nie może bez rymu. Zgoła to, co Francuzi wyrażąią iedném słowem exister, na to my mamy bardzo wiele iasnych i właściwych naszemu językowi sposobów mówienia. Z czego wypadaią dwie uwagi do utrzymania w swém prawictwie naszego ięzyka istotnie potrzebne. Pierwsza. Że w mowie potoczney, tłumaczenie iednego poiedyńczego z mowy cudzoziemskiey wyrazu, ciągnie za sobą całą frazę cudzoziemską; a zatém sposób mówienia obcy, ięzykowi polskiemu niewłaściwy, owszem psuiący go i zaciemniający. Druga. Że kiedy trafiamy w mowie cudzoziemskiey na poiedyńczy wyraz, nie maiący polskiego sobie odpowiadaiącego; myśl ta takim sposobem nie wyraża się po polsku; ale że iest inny ięzykowi właściwy sposób wyrażenia tey samey myśli, i trzeba sobie zadać pracę w wyszukaniu tego sposobu, kiedy się zaraz nie nastręcza uwadze piszącego, może wtenczas myślącego w cudzoziemskim ięzyku. Gdyby pisarze nasi pamiętali na te prawidła; nie mielibyśmy tyle xiążek polskich, których Polak nie umieiący po francuzku cale nie rozumie, a umieiący po francuzku, czyta ie z nudą i prawdziwą boleścią serca. Posyłam prenumeratę na dziennik roku przyszłego: moi sąsiedzi zrobią to samo niezadługo, prosząc WMPana, abyś nie istniał, ale zawsze był kochaiącym swóy język Polakiem. A chociaż szczycę się bydź Żmudzinem; zamawiam sobie iednak, żebym się nie spotkał w iego dzienniku z wyrazami, szczytność, zaszczytny, iako także ięzykowi naszemu niepotrzebnemi, a draźliwe moie żmudzkie ucho swą twardością boleśnie drapiącemi. Pisałem w Telszach 20 Listopada roku 1815 v. s. ZACHARYASZ KRYTYKIŁŁO
Napisał: Jan Śniadecki. |