![]() |
Strona główna Pisemka |
Boy, boyówka, boyszewizmChciałem napisać na ten temat mądry, filozoficzny referat. Prowadzić dalszy ciąg systematycznej analizy umysłowości Boya i szkodliwych momentów jego wpływu na bezkrytyczne społeczeństwo. Przecież to właśnie zapowiedzieliśmy czytelnikom, obiecując zlikwidować go metodą naukową. Ale gdy wziąłem do ręki pierwszy z brzegu numer „Wiadomości Literackich”, aby natchnąć się objektywizmem i sprawdzić, czy jednak nie mylę się w zbyt surowej ocenie działalności tego pisma i Boya jego – chłodny, rzeczowy spokój znikł bez śladu. Przeraził mnie stek ponurych, złośliwych bredni wypisywanych tam zdanie po zdaniu przez różnych naprawiaczy etyki społecznej. Zacząłem sobie zadawać pytania, jedno okrutniejsze od drugiego: Więc to jest „jedyne czasopismo literackie” w Polsce, ten głos opinji elity? Więc to taki strumyczek sączy się beztrosko i przemyślnie w biedne, kiełkujące zaledwie, pozbawione kryterjów i odporności intelektualnej mózgi polskie? Więc to się czyta i trawi i wydziela potem w postaci mnóstwa artykułów, złotych myśli, utworów literackich, odczytów radjowych i t. p. zarażonych i zdeprawowanych tym wpływem? I nikt nie czuje, że jest źle, – nikt nie protestuje, nikt nie krzyczy? I tak wygląda „duch Polski współczesnej”, której wolność okupiono istnemi hekatombami ofiar? To jest wykwit kultury i ideałów humanistycznych Tej wyzwolonej, triumfującej, zmartwychwstałej, która miała nieść światu nową ewangelję życia? Ręce opadły mi bezsilnie. Czy warto roztrząsać, analizować, ostrzegać? Czy będą z tego jakieś realne rezultaty? Komu tu wtłaczać w mózg pojęcia Prawdy, Dobra, ideje nowego ładu moralnego, nowego człowieka? Którędy kołatać do tych umysłów chorych, pozbawionych jakiejkolwiek busoli etycznej, odwykłych od skupiania uwagi na rzeczach ważnych i trudnych, a lgnących zato pożądliwie do wszelkiej łatwizny, kabotynizmu, błazeństwa, pływania po powierzchni. Zamiast zajmować poważną platformę zagadnień, dla których ludzie o pojemności duchowej Boya i jego adherentów, nie mają poprostu komórek w mózgu – czy nie lepiej sięgnąć do pierwszego lepszego artykułu tej „złotej serji”, jaką od pewnego czasu drukują „Wiadomości Literackie” i wyciągać na chybił trafił cytaty, ilustrujące ich „światopogląd” filozoficzny i społeczny? Oto np. słynne studjum Boya o śmiechu, w którem „mędrzec” ośmiesza największych myślicieli ludzkości, i tak już nierozumianych i oplwanych szyderstwem przez ciemną tłuszczę. Co tam Kant, Hegel, Kartezjusz, Platon! W gruncie rzeczy wszystkie ich systematy muszą być wierutną bzdurą, skoro taki zwyczajny, nadwiślański Boy (nasz kochany, zabronzowany!) jednym ruchem ręki porozrzucał ich domki z kart i stworzył własną teorię. I to jaką! Nie trzeba żadnych tłumaczeń, zaczerpniętych z dziedziny intelektu, bo śmiech poprostu pochodzi w prostej linji od animalnej radości dziecięcej. Wy sprowadzacie wszystko do rozumu, a ja, moi panowie, wprost przeciwnie; ja sprowadzam wszystko do bezrozumu. „Z niego się wszystko wzięło i nic nie stało się bez niego…” – jak powiada Ewangelja, stosując jednak te określenia do słowa, mocy twórczej Rozumu Absolutnego. Wy abstrahujecie wszystkie fakty, aby otrzymać prawa, a ja sobie abstrahuję od wszelkich praw i zasad rozumu, dochodząc do ślepego faktu, jako genezy świata, człowieka, moralności, historji, nawet Absolutu. Nie atom pochodzi od Boga, lecz Bóg od atomu. Na początku było zwierzę. „Odmów pacierz, ale wspak! Jo muzykę zacznę sam, Tęgo gram, tęgo gram”!! Chciałem tu zacytować z jakich wyobrażeń i uczuć wywodzi Boy komizm i humor w swej teorji śmiechu, ale nieprzemożony wstręt i szacunek dla czytelników „Zetu” powstrzymał mnie od powtarzania podobnych bezeceństw. Wolę przytoczyć łagodniejsze ustępy: „Czyż to nie wiąże nam się z wiekiem dziecka, w którym wydzielnicze funkcje odgrywają tak wielką rolę?” „Ta radość, to paćkanie się dziecka, ciekawość własnego ciała, tryska i u dorosłych w całym wielkim dziale śmiechu”. „Rabelais. Niedarmo punktem wyjścia jego nieśmiertelnego dzieła jest dziecięctwo Gargantui; to olbrzymie dziecko upajało czytelnika samemi rozmiarami; czuli zgigantycznioną rozkosz wszystkich jego funkcyj, rozkosz obnażania się, paprania w fekaljach, używania całą powierzchnią ciała…” „Z tego samego źródła można by wyprowadzić olbrzymią rolę, jaką grają w humorze sprawy seksualne. Fizjologiczna cielesność śmiechu dziecka, rozlana w całym organizmie, u dorosłych zagęszcza się chętnie w sprawy płciowe. Każdy dowcip zyskuje na szansach śmiechu, im ściślej związany jest z procesem rozrodczym”. Chciałoby się krzyknąć: ależ, człowieku z patologicznie zapaskudzoną wyobraźnią. Paćkaj się i papraj, tarzaj i obnażaj w domu, o ile ci to sprawia przyjemność, ale nie popisuj się swoją seksualną powierzchnią ciała na widoku publicznym! Boy ma też swoją religję, a jakże: Wy chcecie nieśmiertelności duszy, wy chcecie rozwoju świadomości aż do granic czystego rozumu – a ja sobie wolę co innego. Mój raj jest gdzieindziej, i zaręczam, że kochani ludziska, którzy nie chcą ani myśleć, ani strzec przepisów moralnych, pójdą nie za wami, lecz za mną. Bo ja… Ale co tu dużo mówić, niech Boy mówi sam za siebie. „Ten powrót do dziecięctwa żyjącego podświadomością, niby do naszego przyrodzonego stanu1 daje nam radość: – znów powrót do raju, któryśmy utracili ze spożyciem owocu drzewa świadomości” (nie przekręcaj tekstów, Boyu, bo tam było: „świadomości złego i dobrego”, a nie „świadomości” wogóle; to nie Bóg każe nam utracić świadomość, lecz djabeł! Twój czcigodny patron, panie dobrodzieju! – Przyp mój). A więc macie jego filozofję życia. Transponujcie to w dziedzinę historji, a otrzymacie ostateczny cel dziejów jako powrót do stanu przyrodzonego człowiekowi, do bezświadomości, do radosnego, prychającego bydlątka. To także historjozofja swego rodzaju. („Odmów pacierz, ale wspak!.. Tęgo gram, tęgo gram…”). Nawet Ilja Erenburg nie mierzył tak wysoko, gdy pisał: „Kiedyż dożyję tej radosnej chwili, gdy ludzkość jak tabun dzikich koni będzie hasała po gołym stepie”. Boy jest konsekwentny aż do końca w tem swojem „studjum” naukowem. „Jak najdalej od mózgu! – pisze w epilogu. – Bo oto morał. Mózg jest naszym tyranem, patologiczną naroślą na organizmie naszego animalnego życia, nieustannie czynnym gruczołem, który sączy nam przeważnie smutek. Dopóki u dziecka panuje idealne równouprawnienie między głową a jej anatomicznem przeciwieństwem, dopóty udziałem dziecka jest doskonałe szczęście. Niestety mija to zbyt prędko i zaczyna się smutne samodierżawje mózgu”. Dość! To jest Boy. Przejdźmy dalej. Jeżeli Boy stanowi ośrodek, główną kwaterę tego perfidnego ruchu „społecznego”, wszczętego w Polsce pod pokrywką niektórych słusznych poczynań reformatorskich, a w istocie szerzącego anarchję intelektualną i cyniczny amoralizm – to zaraz za powierzchnią jego ciała zaczyna się druga sfera strategiczna, złożona z kilku „ślepo oddanych” osobników, którzy stanowią literacką boyówkę Boya. Zaliczyć można do niej prawie wszystkie współpracowniczki „Życia świadomego”, z Krzywicką na czele – oraz tego, który, „jak radion sam pierze”, Słonimskiego; ten zresztą nie wtrąca się ani do dogmatyki, ani do taktyki ruchu i ogranicza się do wyświechtanych superlatywów w rodzaju: „wspaniały”, „śliczny” i t. p. pod adresem Boya i jego świadomego macierzyństwa. Krzywicka jest typowym przykładem ponurego otępienia umysłowego i rozprzężenia moralnego, w jakie popada nieuchronnie otoczenie Boya, pod morderczym wpływem jego „ filozofji” życiowej. Osoba ta walczy, jak wiadomo, w obronie swobodnej menstruacji i prostytucji kobiet, a uczuciowo związana jest bardzo silnie z problemem dostarczania więźniom osobników płci przeciwnej dla zaspokojenia ich głodu erotycznego. Trudno jej robić wymówki za te objawy kobiecego współczucia dla ludzi, którzy cierpią. Sięgnijmy jednak wyżej, w sferę intelektu, gdzie urabia się światopogląd Krzywickiej, aby zapytać ku czemu zmierza w istocie – jej zdaniem ruch wyzwoleńczy uświadomionych seksualnie kobiet. W artykule: „Zmierzch cywilizacji męskiej” wydaje ona takie np. triumfalne okrzyki, pełne wiary w bliskość nowej ery, spowodowanej przez udział kobiet w życiu publicznem: „Dziwny zbieg okoliczności: kobieta,która była i jest główną podporą religji, staje się głównym czynnikiem zniszczenia przewagi pojęć moralnych wywodzących się z etyki chrześcijańskiej”. Tu ją boli! Niedaleko pada jabłko od jabłoni, czyli Krzywicka od Boya. Prędzej czy później kobiety wezmą w swoje ręce rządy nad światem. „W zestawieniu z niemi mężczyźni zbyt są obciążeni dziedzicznie aby można ich było dłużej pozostawiać przy władzy. Ich rola cywilizacyjna się kończy. Zębami i pazurami wydźwignęli świat na pewien szczebel kultury. Będą mogli jeszcze myśleć, tworzyć i kochać (sytuacje w których im najbardziej do twarzy) i ani się obejrzą, jak rządy światem przejdą w inne ręce”. Co za druzgocząca pogarda dla myślenia i tworzenia, nieprawdaż? Przypomina mi się wywód Boya o mózgu, jako patologicznej narośli na naszem zdrowem, zwierzęcem życiu. Ładnie się nam zapowiadają te rządy kobiet nad światem. To wygląda trochę gorzej niż „czarna sotnia”. Te łagodne, dobroduszne istoty obiecują nam prawdziwy najazd Hunnów na wszystkie zdobycze ducha ludzkiego, na filozofję, moralność, sztukę. Nie chciałbym dożyć tych czasów (nawiasem mówiąc, wyznam, że i ja przewiduję większy udział kobiety w budowaniu nowej, przyszłej kultury świata, ale wyobrażam sobie ten udział zupełnie inaczej i miejmy nadzieję, że się nie mylę. To nie rozum, ten patologiczny gruczoł męski, doprowadził ludzkość do dzisiejszego stanu permanentnej katastrofy, lecz właśnie walka z rozumem, histeryczny bezrozum, reprezentowany przez powódź pokrewnych „boyszewizmowi” prądów społecznych). Zdaniem Krzywickiej kobieta dokona pogromu moralności, ugruntowanej na filozofji i religji: dla niej zwykły popęd zmysłowy ciała jest wystarczającym „imperatywem kategorycznym”. Bo ona czuje „niechęć do gnębienia i utrudniania życia, do paczenia charakterów, wynaturzania i komplikowania naturalnych popędów”… Jakież to wzniosłe i śliczne! A czy znają państwo głęboką definicję instytucji sądu i wogóle prawa, wynalezioną przez Krzywicką? Otóż są to „normy, które pozwalają kilku dystyngowanym inteligentnym panom mordować przestępcę”… Od tego niedaleko już do określenia oświaty publicznej, jako normy pozwalającej tysiącom dorosłych mężczyzn zaspakajać swój instynkt wyższości w krępowaniu wolności osobistej miljonów biednej dziatwy, zamykanej w ciasnych murach wbrew jej naturalnemu popędowi hasania po łąkach i ulicach – zaś instytucyj skarbowych, jako normy pozwalającej bezkarnie okradać ludzi z ich pieniędzy i t. d., i t. d. Tak mniejwięcej wygląda światopogląd boyówki. A teraz przejdźmy do boyszewizmu2, jako trzeciej sfery strategicznej omawianej ruchawki społecznej, która „ogarnia już cały świat cywilizowany” z wyjątkiem Francji, gdzie potęga ciemnoty hamuje rozwój tych świateł. Ta trzecia sfera prezentuje się już wcale imponująco, dzięki istnieniu Światowej Ligi Reformy Seksualnej, w stosunku do której boyszewizm polski jest tylko posłuszną placówką propagandową, oraz dzięki poparciu lekarzy – ginekologów, siłą faktu sprzyjających szerzeniu się ruchu. Mam wielki szacunek dla lekarzy, trudno mi jednak powstrzymać się od uwagi, że zawód tych ludzi, koncentrujący ich uwagę głównie na fizjologji ciała i na związanej z tem sferze ludzkiego życia, jest dla nich poważną przeszkodą w stworzeniu sobie światopoglądu, obejmującego wszechstronnie całokształt rzeczywistości. Jeśli zdołają oni wznieść się ponad prymitywny materjalizm, zbłąkują się w mistycyzm, w jakiś empiryczny spirytualizm. W filozofji nie przekraczają granic psychologizmu, nigdy zaś nie dosięgają tej sfery, gdzie powstaje ścisła dyscyplina filozoficzna, metafizyka czystego rozumu. Dlatego to świat lekarski złożony z ludzi dobrej woli usunąć może wiele bolączek i wrzodów społecznych, ale nie powinien wdawać się w ambitne reformy samych zasad moralnych, w co brnie tak arogancko Boy, wraz ze swoją boyówką szturmową. Dochodzi bowiem wówczas do takich założeń i sformułowań programowych, które na tle olbrzymio skomplikowanych zagadnień przełomu duchowego i materjalnego, jaki przeżywa ludzkość, wyglądają poprostu śmiesznie, świat ginie, bo człowiek nie umie przeniknąć tajemnicy swoich własnych przeznaczeń i dalszego kierunku dziejów, a tu tymczasem: „Sprawa prawidłowego zaspokajania potrzeb seksualnych stanowi palące zagadnienie w całym świecie cywilizowanym; niewiele istnieje ludzi, którzyby nie cierpieli wskutek przeszkód, narzuconych normalnej regulacji ich popędów”. Czy warto ostrzegać tych monomanów, że zanim zorganizują swobodne zaspokajanie popędów, inni tymczasem zorganizują taką rzeźnię masową w wojnie i rewolucji społecznej, że nie będzie kogo zaspokajać. Zamiast troszczyć się o wyzwolenie zahamowanych popędów płciowych, lepiej zatroszcie się panowie o zwrócenie myśli i woli twórczej człowieka współczesnego ku tym dziedzinom, w których zaspokaja się głód ducha, metafizyczny głód najwyższej wiedzy i najpełniejszego bytu, ten, który różni nas od zwierząt. Zobaczycie, że ludzie, dźwignięci na tę platformę życia, przestaną cierpieć z powodu nadmiaru nienasyconych popędów ciała, bo będą umieli zredukować do minimum tę sferę swego „ja”. Podobnie, jak kapitalizm współczesny w tem przedewszystkiem zgrzeszył, że rozbudził sztucznie, nadmierną wybujałość potrzeb i apetytów, związanych z materjalnym bytem i odciął człowieka od rozwoju po linji ducha – tak i wy popełniacie zbrodnię społeczną nie słuszną krytyką niektórych obyczajów czy ustaw, lecz wyszydzaniem wyższych funkcyj rozumu i kultem popędów płciowych, których zaspokojenie ukazujecie masom, jako główny cel życia. Ci, którzy podżegają głód ciała – unieszczęśliwiają człowieka; w tej dziedzinie niema żadnych norm i hamulców, któreby powstrzymały ślepy żywioł biosu, znajdujący nasycenie tylko na gruzach człowieczeństwa, etyki, ideałów humanistycznych, kultury. To rozum w nas, to człowiek dźwiga się mozolnie w górę, z bagna bezmyślnej, zwierzęcej wegetacji „raju przyrodzonego”, z tego paplania w nieczystościach, w którem tak się rozsmakowuje Boy. To rozum każe nam przerastać samych siebie, rozświeca przed nami cele dalekie i wzniosłe, wznosi rzutem geniuszu architektonikę myśli o boskiej, krystalicznej precyzji. To on wyzwala się w nas z pod przemocy warunków fizycznych – w triumfalnym wybuchu samorzutności twórczej. I oto ten rozum stwórczy, to cudowne źródło wiedzy i heroizmu moralnego, zmieniające człowieka w istotę nadprzyrodzoną, w półboga, w Prometeusza – niszczy się i zohydza dzisiaj w imię wyzwolenia ze wszystkich więzów etycznych, odwracając pojęcia, przez kult bydlęcia w człowieku. Wielką jest potęga ciemnoty, skoro to chuligaństwo intelektualne i moralne budzi tak słaby, tak anemiczny opór w społeczeństwach Europy. Masy dają się uwieść. Ale niech się nie chlubią i nie nadymają zarozumiale wodzowie tych niecnych ruchawek, ufni w poparcie urobionej przez siebie samych opinji publicznej. To nie siła przekonywująca ich doktryny jest powodem sukcesów. Zło i głupstwo mają zawsze sugestywną moc nad tłumem. Na zebraniu, gdzie przemawiają ludzie mądrzy i uczciwi, wystarczy jeden malkontent o zmyśle demagogicznym i świadomej złej woli, by pociągnąć za sobą większość, ośmieszyć najwznioślejsze prawdy i rozpętać w duszach to, co otamowane normami logicznemi i etycznemi, wyzwala się w nich chętnie z radosnym rykiem: bezsens, okrucieństwo, zawiść, anarchja i ciemnota. Ideja zła siedzi mocno w niższych piętrach naszego ja, w świecie uczuć i zmysłów. Ona to prze ustawicznie do rozbicia wszystkich budowli rozumu, do poszarpania wszystkich więzów, ,do bestjalskiego zgwałcenia człowieczeństwa przez zwierzę. Dr. Jekyll! Nie daj Boże zezwolić raz na przewagę ślepego „bios” nad „logos”. Żywioł obali zapory i strąci ludzkość z wyżyny wyższego bytu, w niskie kałuże, gdzie cuchnie złowrogim odorem piekielnym. Spójrzmy, co się dziś dzieje na froncie życia społecznego. Niby to w imię poprawy bytu warstw pracujących, imię wolności i miłości bliźniego rżnie się i torturuje w średniowiecznych katowniach miljony Bogu ducha winnych inteligentów, tych nawet, którzy sami – naiwni biedacy! – poświęcili życie głoszeniu demokratycznych ideałów. W imię dobra wszystkich ludzi neguje się jednostkę, czyniąc ją gnojem pod uprawę fikcyj społecznych, koszaruje się ludzi, czyni się z nich niewolniczą trzodę, ubiera się ich w łachmany i karmi ochłapem, pojąc męczenników w dodatku dziką propagandą nienawiści klasowej. Niby to w imię walki z wyzyskiem i uciskiem kleru tępi się religję, zasady etyczne, pojęcie Boga, dobra, prawa – aby zmienić człowieka w automat, ślepy i głuchy na wyższy, metafizyczny sens jego bytu. Niby to w imię nauki, robi się nagonkę na filozofję, na ideał czystej wiedzy nie podporządkowanej interesom materjalnym – niszcząc samo pojęcie prawdy i negując samo istnienie rozumu. Niby to w imię obrony przeciw złemu ustawodawstwu w życiu płciowem, nawołuje się do redukcji urodzin, wiedząc chyba, że proces taki trudno utrzymać w granicach; przyśpiesza się go jeszcze przez propagandę sterylizacji (była już w Austrji taka afera!), szerzy się anarchję etyczną, wyzwolenie najdzikszych zboczeń seksualnych: rozlewa się szeroko po niedojrzałych, bezkrytycznych mózgach tę „moral insanity”, której sromotny obraz daje dzisiejsza literatura, zarówno u nas w Polsce, jak zagranicą. Kto umie sobie uświadomić całokształt tego przeraźliwego szantażu, wciągającego nieszczęsną, ogłupiałą ludzkość w jakąś samobójczą matnię, i to pod maską najpiękniejszych, humanitarnych haseł -mróz przenika do kości. Tembardziej, że poczciwi ludziska nie widzą tego wcale, łażą sobie po ulicach i wysiadują po kawiarniach, jak gdyby nigdy nic, powtarzają jak papugi różne perfidne frazesy, i są pewni, że wszystko dzieje się jaknajlepiej na tym najpiękniejszym ze światów. Puszka Pandory została otwarta i u nas. Narazie gady i jaszczurki, które z niej wypełzają, mają na sobie dobroduszne, miłe dla oka etykiety. Gdy już nie będą tego potrzebować, ukażą nam się bez maski. Ale wtedy już protesty nie pomogą. Wtedy ty, mały człowieczku, stulisz gębę i będziesz się przemykał zgarbiony pod murem, żeby cię nie rozdeptano, nie postawiono pod ściankę, albo nie pozbawiono magicznej karteczki, na którą daje się takim jak ty, kawałek parszywego chleba i deko cukru – żebyś milczał i pracował darmo i cieszył się, że jesteś nareszcie w „infantylnym raju utraconym” ludzkości, gdzie z powrotem – wyzuty z moralności, rozumu i niezdrowych aspiracyj osobistych – możesz się taplać i paprać w nieczystościach, szczęsny jak dziecię… wyzwolony… Niechaj to djabli porwą! Ohyda!
Napisał: Jerzy Braun |