![]() |
Strona główna Wpisy |
O ięzyku polskimIęzyk polski godziż się dziś uważać w swém niemowlęctwie, i w tym stanie nieokrzesania i dziczyzny, iakby w nim ani rzeczy oddawna znane, dobrze nazwane nie były; ani nazwiska i wyrazy wymawiane i pisane właściwie? oto piérwsze zapytanie, którém sobie zrobił biorąc się do pisania w tym ięzyku. Kiedy naród cały rozciągaiący się niegdyś od Elby aż za Dniepr; od gór karpackich aż ku brzegom morza baltyckiego mówił od swego początku tym ięzykiem, kiedy przez kilka wieków odbywał w nim swoie obrady publiczne, roztrząsał nayzawilsze rządowe rzeczy i sprawy, ważył stósunki z kraiami zagranicznemi, stanowil i pisał w nim prawa: kiedy w tym ięzyku ma przełożoną Bibliią i nayszacownieysze dzieła starożytnych i dzisieyszych Europeyskich Narodów; kiedy tyle posiada rozlicznych wiadomości i nauk w tym języku ogłoszonych , kiedy wydał tylu prawdziwych i wielkich Poetów, a w prozie po Reiu z Nagłowic, Stanisławie Orzechowskim, Łukaszu Gornickim, Piotrze Skardze, Kazimierzu Koiałowiczu &c. miał jeszcze znakomitych Pisarzy w Ignacym Krasickim, Adamie Naruszewiczu, Franciszku Dmochowskim, Hugonie Kołłątaiu, Grzegorzu Piramowiczu, Onufrym Kopczyńskim, nie wspominaiąc tylu innych dotąd żyiących: ięzyk tylu pracami od trzech wieków zbogacany, tylu pięknościami i zaszczytami świetnieiący nie może się uważać w stanie dzieciństwa i niedoyrzałościa. Wszystko więc co było dawno znané, musi mieć swoie nazwisko, które potrzeba w tym języku wyszukiwać i wydobywać ie z zamieszania; a zatém na rzeczy dawno wiadome nowych słów i nazwisk stwarzać się nie godzi. Nie godzi się jeszcze słów i wyrazów znanych i powszechnie przyiętych wykrzywiać, przerabiać, i odmieniać, bo ieżeli chlubimy się z tego, czego inne Europeyskie Narody za sobą nie maią; że rozumiemy wszyscy ięzyk wieku Zygmuntów; starać się powinniśmy aby ci iak Oycowie mowy naszey gdyby wyszli z swych grobów, w rzeczach sobie znanych, mogli nas wzajemnie rozumieć. I na tém zdaie mi się polega stałość, ocalenie, i zachowanie narodowego języka. Ięzyk nie iest to strojem kobiecym wystawionym na dziwactwa mody, i wymysły przymilenia, któryby wolno było giąć, wykręcać i przerabiać; żeby go potém porzucić i zaniechać . Iestto owszem ustawa skazana przez towarzyską potrzebę, wyrabiana wiekami ze skłonności, obyczaiów, i charakteru Narodu, doskonalona postrzeżeniami i talentem znakomitych ludzi, a utwierdzona zgodném przyięciem i powszechném całego ludu używaniem. Tak ustanowiony ięzyk iest znamieniem rozróżniaiącém od siebie narody i ich pokolenia; tak iak imiona, nazwiska, herby i przydomki rozróżniaią osoby i familiie w towarzystwie. Jeżeli więc każdy obraża się i oburza, kiedy kto iego nazwisko przekręca i kaleczy, albo co w iego znakach i herbie odmienia; z równą słusznością urażać się powinien naród, kiedy kto ośmiela się przerabiać i odmieniać iego język, i wyrazy od dawna i powszechnie przyjęte. Dla tego taki krok nieuwagi niewiem czy źle, czy dobrze, brałem zawsze za winę obrażonego Narodu. Wszystkie oświecone Europy kraie tkliwe są na podobne wykroczenia, i wybaczać im nie zwykly. Wiemy na iak skrzętne szpiegowania, na iak uszczypliwe wyrzuty i szyderstwa wystawiona była Akademiia francuzka w Paryżu trudniąca się doskonaleniem ięzyka, ilekolwiek razy chciała się odważyć na iaką w języku lub iego wyrazie odmianę. Naród który wydał tylu wielkich Pisarzy, uważał swóy ięzyk, iak owę Arkę świętą, którey nie godziło się dotykać, tylko uprzywileiowanym, to iest nadzwyczaynym talentem udarowanym ludziom. Wszystkich fabrykantów nowych słów i odmian, okrywano obelgą i szyderstwem, i ogłaszano iako nieumieiących ięzyka. I lubo w tym narodzie do przesady sklonnym, często zbyt posuwano tę żarliwość; wszelako ostrość ta i surowość miała swoie pobudki w miłości właśney, i w dumie Narodowey. Ięzyk iest skazówką stopnia, do którego przyszedł Naród w cywilizacyi i oświeceniu. Jeżeli ięzyk iest ciemny, nieokrzesany, ubogi w wyrazy na znaczenie rzeczy, myśli, i namiętności w rozmaitych ich cieniach, przemianach i stopniach; ieżeli prawidła iego nazywania, wymawiania, i pisania, nie są ustanowione i dobrze oznaczone; naród nie wyszedł ieszcze z dziczyzny, ani do rzędu oświeconych i ucywilizowanych ludów nie ma prawa należeć. My Polacy na cóż się chlubimy wiekami Zygmuntów i Stanisława Augusta? na co stawiamy na naszę chwałę tyle dzieł wzorowych w różnym rodzaiu nauk i wiadomości? na co w tych dziełach wychwalamy tyle zaszczytów dowcipu i umiejętności? na co uwielbiamy ięzyka naszego iasność, bogactwo, i dzielność? ieżeli w XIX wieku pozwalamy twierdzić i drukiem ogłaszać potrzebę przerabiania nazwisk, sposobu ich inaczey wymawiania i pisania, w rzeczach i myślach potocznych? Cóż nam po prawidłach grammatycznych przez Kopczyńskiego tak pracowicie wyszukanych, tak umiejętnie i gruntownie dowiedzionych, jeżeli ich nie mamy słuchać i zachowywać w pisaniu? na co się zda ogrom tak potrzebnych, tak nie ocenionych mozołów Lindego w iego etymologii, i słowniku na to sporządzonym; aby nas obeznać z rzetelném znaczeniem, i wdrożyć we właściwe użycie słów i wyrazów: na co się mówię zda tak ważna robota, ieżeli się otworzyła nowa i bogata mina geniuszów, reformatorów, i fabrykantów słów, którzy depcząc wszystkę powagę wielkich Pisarzy podaią się i ogłaszaią za Doktorów Narodu? Takiem sobie w boleśnem wzruszeniu porobil pytania, kiedy mi wpadły w ręce xiążki i pisma; z których iedne wprowadzaią nową i coraz inszą pisownią dla ucha polskiego drapieżną, którey czytać nie umiem; drugie napełnione drobiazgowém i nie trafném wiadomości szkolnych użyciem, gdzie Polakowi w staczaniu i zakończaniu obcych słów które dawno przyswoił, każą słuchać prawideł greczyzny, żadnego związku z iego językiem niemającey; iak gdyby prosty rozsądek tego nie uczył; że słowo obce nie może rządu nowey oyczyzny burzyć, ale musi iśdź pod prawidła tego ięzyka, który ie sobie przyswoil. Trzecie xiążki i pisma albo obrażające prawidła grammatyczne, albo podaiące za naukę stósy słów dzikich, bez rzeczy i myśli, które psuią i znieważają język, a które ieszcze wielki Bakon iako iamy ciemnoty i obłąkania, na chwałę i pożytek rozumu ludzkiego ze szkół wypędził. Wreszcie kiedy widziałem w innych xięgach i pismach iak gdyby w szpitalu chromych i kalek, wyrazy prawdziwie polskie i czyste, zmienione, powykręcane, i iak na łożu tyrańskiem Prokusta obcięte i podręczone; inne znowu bez żadney potrzeby niezgrabnie potworzone i polepione. Miły Boże! rzekłem sobie w gorzkiém westchnieniu; trzebaż było ieszcze tey ostatniey klęski na nieszczęśliwy, i tylą dolegliwościami trapiony Naród, żeby nawet mowę oyczystą, ten ieden zabytek iego chwały grzebać i niszczyć! żeby w stolicy przemawiano i pisano ięzykiem, którego już szczery Polak zaczyna nie rozumieć! Gnębili nas Niemcy od dawna tylą politycznemi uciskami, przywłaszczeniami i grabieżą: maż im się ieszcze udać zaciemniać nas i durzyć swoią osowiałą Metafizyką, w śród wieku bogatego w tyle nauk czystego smaku , rozumu, obserwacyi, i doświadczenia. W innych kraiach ludzie bardzo długo są uczniami wielkich Pisarzy, pracowitego ćwiczenia, i głębokiego rozmyślania; u nas każdy zaraz chce bydź nauczycielem, reformatorem i prawodawcą! Zginęliśmy anarchiią polityczną: mamyż się ieszcze gubić na ięzyku, smaku, i rozsądku anarchiią literacką? Geniusz polski testże to twór złożony z pierwiastków nieładu i dziwactwa? kiedy czego się tylko dotknie, wszystko niesza, burzy, i wywraca, własney nawet mowie nie przepuszczaiąc? Wypadło mi z rąk pióro! . . . Wezbrany żal ustąpił przecie zimnieyszey i sprawiedliwszey uwadze. Źle bym sądził wyrzucając rodakóm moim omyłki, żebym ich obwiniał o szkodliwe na język zamachy. Wszyscy zapewne maią równą, może większą gorliwość o doskonalenie mowy oyczystey: choć może nie wszyscy dobrze się do tego biorą. Krytyczne rozebranie rzeczy skazać powinno kto się myli i błądzi. Nieszczęście! że krytyka literacka nie zawsze była popisem nieskażonego namiętnością rozumu. Duncyada Popa, ułożone przez niego i przez Swifta rozprawy Martini Scribleri, są to płody dowcipu zaprawionego żółcią i uzbroionego szyderstwem. Pióro polskie iśdź powinno za natchnieniem prawdy łagodney i wyrozumiałey. Szukaymy iéy więc nie laiąc się, ani skarżąc; ale oświecaiąc wzajemnie, surowém pism, myśli, i robót naszych roztrząsaniem. W każdym narodzie prawodawcami ięzyka są wielcy mowcy i pisarze. Wprzód zaczęto dobrze mówić i pisać, a potém z dobrych mów i pism iako z podanych wzorów wyciągniono prawidła mówienia i pisania; bo prawidła nie tak są środki doskonalenia ięzyka, iako raczey prawa policyyne do utrzymania go w porządku. Kiedy Petrarcha w XIV wieku zaczął pisać po włosku, zdumiał się ten naród nad nowym wzorem i nad nową postacią języka ieszcze sobie nieznaną. Kiedy Pascal wydał swoie listy do Prowincyała Iezuickiego, dowiedzieli się Francuzi o nowym sposobie pisania, i o nowey dzielności swego ięzyka. Do wyrobioney iasności i przyiemności małoż temu językowi przybyło zwięzłości i mocy z dzieł Montesquieu i Genewskiego Rousseau? W , Anglii za Królowey Anny, i na początku panowania Jerzego Igo wielcy Pisarze postawili język Angielski w znakomitym stopniu doskonałości: wszelako pokazała się jeszcze iak nową sztuka silnego i zachwycaiącego w tym ięzyku pisania, kiedy na początku roku 1769 wyszły sławne listy Juniusza. Człowiek z nadzwyczaynym talentem gdy stworzy wyraz na obiawienie nowey myśli, nowego obrazu, lub na wzbudzenie nowego w czytaiących poruszenia, wyraz taki bydź powinien święty, iako prawdziwy wynalazek, i nowe zbogacenie języka. Kołłątay w iedney mowie seymowey nazwał Gabinet interesów zagranicznych Observatorium zdarzeń politycznych: w czém przydał nowy piękny, i harmoniczny obraz naszemu ięzykowi. Położmy na to mieysce strażnię gwiazd, Gwiazduważnią i t. d. a wszystko zepsuiemy. Nie będę tu powtarzał, com gdzie indziey powiedział o tłumaczeniu wyrazów technicznych w naukachb. Przytoczony przykład pokazuie, że nawet w naukach nie wszystko skwapliwie przekładać potrzeba. Nie jestem tego zdania, aby do ięzyka narodowego pakować słowa łacińskie, iak za Jana Kazimierza, i za Jana III. mówiono i pisano: albo żeby pisać: Nominów, Werbów, Kazusów, temporów, koniugować, deklinować &c.c bo to pokazuie albo barbarzyńską ięzyka narodowego niewiadomość, albo chęć wystawienia go na szyderstwo. Nie iestem mówię tego zdania: ale tym zbytnim skrupulatom, którzy żadnego makaronizmu cierpieć nie chcą, odpowiadam; że lepszy iest rzadko użyty, harmoniczny, i powszechnie rozumiany makaronizm, niż niedorzeczna polszczyzna. Mam więc za niepotrzebne przekładanie tych słów łacińskich i greckich, które we wszystkich Europeyskich ięzykach są zachowane, i u nas prawie powszechnie znane i rozumiane; iakoto nazwiska nauk Geometrya, Geografia, Astronomia &c. Uniwersytet, Gymnazium, Barometr, Termometr &c. bo ich przekładania polskie albo nietrafne, albo twarde dla ucha. Grecy w tych nazwiskach nie byli także zawsze trafni i szczęśliwi: ale nie iestże lepiey cierpieć niedoskonałość zasłonioną przez cudzoziemczyznę; iak silić się na zrobienie iey w swym języku wydatnieyszą? nie iestże lepiey, kiedy nierozumieiący wyrazu, spyta się umieiętnego, co to znaczy? iak żeby sobie z niedokładnego tłumaczenia sam robił fałszywe rzeczy poięcie? Geometrya n. p. nazwana Ziemiomierstwem iak ciasne i fałszywe daie wyobrażenie tey nauki! Gdziekolwiek nie zachodzi prawdziwa potrzeba, gdzie nie masz ani nowey rzeczy, ani nowey myśli, ani nowego obrazu i poruszenia, tam nowego wyrazu tworzyć, ani powszechnie przyiętego i od dobrych pisarzów używanego odmieniać się nie godzi: inaczey iest to psuć, zaciemniać język, i strącać go do barbarzyństwa, Rzymianie po Auguście przerabiaiąc ięzyk Wirgiliiusza i Horacego skazili go i zepsuli: a Metafizycy Arabscy i Scholastyczni usluguiąc się nim przez tyle wieków przy wiedli go do barbarzyństwa, nic nie przydawszy i nie zrobiwszy w naukach. Pozwólmy tylko nowym reformatorom ięzyk przerabiać; a skończymy i prędzey, i haniebniey niż Rzymianie. Sprzysiężeni na zgubę mowy naszey nieprzyjaciele szydzić będą z naszey lekkomyślności, że im tak dzielnie do ich zamiarów sami pomagamy. Za zepsutym językiem, tak iak cień za ciałem, idzie koniecznie upadek smaku, nauk, i oświecenia. Zdaie się iż natura nadała pewne cechy i znamiona ludom i narodom w różnym klimacie, i na różnych punktach ziemi osadzonym. Na kraie ciepłe i południowe wysypawszy wszystkie dary obfitości, zrobiła mieszkańców gnuśnemi, gwałtownemi w poruszeniach zemsty, gniewu i miłości; wylanemi na roskosz. Łagodność klimatu i miękkość życia wpłynęła na ich ięzyk obfituiący w samogłoski. Na północy przyrodzenie skąpiąc darów pożywności, a przysparzaiąc niewygód; wydzieliło ludóm pracowitość, wytrzymałość, i mężność. Iak owoce, tak ich ięzyki zrobiło cierpkiemi przez mnogość spółgłosek, któremi napełnione są mowy prawie wszystkich ludów północnych. Jeżeli okrzesanie niektórych sterczących ostrości języka iest potrzebne i chwalebne; rozsądek i natura zabrania ią i w tém także zbytkować; żeby przesadzoném łagodzeniem nie nadać zniewieściałości, i tonu piskliwego mowie dzielney i męzkiey. Kopczyński już u nas i temu zaradził, wyrzuciwszy pisowni naszey to , bez czego obeyśdź się można. Kaže zaś pisać bydź, dadź, zamiast być dać: bo dz zachodzi w będziesz, bądź, dadzą; przez co łatwiey się daie wyprowadzić ród i pochodzenie iednych czasów i trybów od drugich. Dawniey ieszcze pozachodziły male ale potrzebne w pisaniu i wymawianiu odmiany: i tak nie piszemy dziś że Skargą abych wiedział, abychmy czytali, lecz abym wiedział, abyśmy czytali. Samogłoski nosowe ą, ę, są istotną cechą naszego ięzyka, których się naruszać nie godzi. Ieżeli po francuzku pisać będziemy dotond zamiast po polsku dotąd, wprowadzimy ton gruby wielkopolski mówienia; bo spółgłoski nie daią się giąć do tonu różnego tak łatwo iak samogłoski: a, e, można nagiąć albo do bassu wielkopolskiego, albo do diszkantu Litewskiego (dwóch ostateczności i wad wymawiania) albo do tonu między tamtemi środkuiącego, na którym dobre i przyjemne wymawianie zależy. Xiążki i pisma nie uczą wymawiania; ale trzeba słuchać ludzi tych prowincyy, gdzie zawsze i od dawna dobrze mówią. Póki Lwów nie zniemczał, byl stolicą i szkołą nayprzyjemnieyszey polskiey mowy. Dziś chcąc nauczyć ucho o słodyczy ięzyka, trzeba słyszeć wieśniaków i włościan w bliskości Jarosławia w Gallicyi mówiących; a ci więcey nas o przyiemności ięzyka naszego swém mówieniem nauczą, iak wszystkie uczone spory i rozprawy. Mamy spółgłoski twarde i miękkie: mamy samogłoski otwarte i ściśnione. Kopczyński rozróżnił ie kreskami, i dowiódł tego potrzebę: ma za sobą i dowody, i dawnych xiążek przykłady, iakże to można znosić i porzucać? Za Kazimierza Wielkiego zapewne dobrze i zrozumiale wymawiano po polsku; ale nie umiano pismem wyrazić tego wymówienia. Alfabet wzięty z obcego ięzyka nie przystawał do brzmienia słów i syllab polskich. Widzieć to można z pisowni owych czasów, iak się męczono chąc wyrazić sz, cz, rz, szcz, ch gockiemi literami, z których żadna nie wydawała właściwego, i nadanego dziś tym schodzącym się spółgłoskóm wyrażenia. Ale raz pokonana trudność, i ustanowiona pisownia, od tylu znakomitych pisarzy zachowana i przyięta, kiedy jest zgodnie po wszystkich prowincyach rozumiana i czytana; przerabianą iuż więcey bydź nie powinna; bo dobrze powiedział Swift, iz lepiey iest mieć język w czém troche niedoskonały, iak ustawicznie się odmieniaiący. Iak w powszechnie przyiętym sposobie pisania żadney wady; tak w nowo podawanym żadney doskonałości i żadnego polepszenia nie widzę. Cudzoziemcy patrząc na nasze pisanie nie poymuią, iak można zbieg kilku trudnych spółgłosek wymówić. Słysząc jednak mówiących Polaków, nie czuią tey chropowatości języka, iaką wnoszą z pisania. Pamiętam że d'Alembert dostawszy xiążki polskiey i przypatrzy wszy się wyrazóm, mówił mi że w Polszcze muszą ludzie często na zapalenie gardła chorować przez gwalt i wysilenie, którego wyciąga wymówienie tylu spółgłosek razem się schodzących. Gdym mu czytał xiążkę polską, zdziwił się, że ani żadnego wysilenia, ani tey twardości w mowie nie znalazł, jaką wnosił z pisania. Dla czegoż? bo my Polacy w wymawianiu dotykamy tylko lekko tonu każdey spółgłoski, ale iey całego brzmienia poiedynczego, nie wydaiemy. Blędnie więc wnoszą ci, którzy z pisania sądzą o twardości języka. Ale gorzey ieszcze robią ci, którzy chcąc w oczach cudzoziemców uiąć ięzykowi mniemaney twardości, znoszą litery istotnie do dobrego wymawiania potrzebne. Ieżeli zaś chcemy okrzesywać z chropowatości ięzyk, na cóż zmyślamy słowa nowe dla ucha polskiego nieznośne, a językowi niepotrzebne n. p. chwalcze, zaradzcze, wybiorcze, uczonych zachodńców &c. zamiast chwalące, zaradzaiące, wyborowe, uczonych zachodu &c? Nie godzi się przywoływać dawno zaniedbanych wyrazów twardych iako to: wrzkomo, drugdy, a ma się godzić nowe kuć prawie równie przykre bez i iakby tylko potrzeby, i iakby na przekorę uchu i poięciu. Przez takie wyrazy ięzyk nie tylko traci przyiemność, ale się staie i dla dawnych, i dla nas samych niezrozumiałym. Nie poymuię nawet iak można mieć upodobanie w tém plastyczném rzemiośle, które w oczach rozsądnego słuchacza i czytelnika żadney zalety piszącemu nie iedna; a narazić go może na posądzenie albo o lekkomyślność, albo o niedokładną znajomość ięzyka. Zagraniczne przykłady naywięcey nas w tém oszukują i zwodzą: bo w zbyt porywczey chęci naśladowania zapominamy o tém; że każdy ięzyk ma swoie rodowite własności pochodzące z charakteru i ze skłonności ludu nim mówiącego, które się w język innego całkiem różnego ludu ani przelać ani zaszczepić nie daią. Chcieć takie charakterystyczne rysy przyswaiać i przekładać, iestto źle poymować naturę ięzyka. Rzymianie doskonaląc swóy ięzyk na wzór Greków, nie wszystko stamtąd mogli przenieść i przyswoić. Nie byłożby to usiłowaniem śmieszném, gdyby kto zamyślał subtelności greckie, igraszkę słów francuzką, albo zawiłość składni niemieckiey przenieść do mowy naszey, którey znamieniem iest męzkość i otwartość? Ięzyk nie iestto dziełem szperań metafizycznych, ani układem imaginacyi indiwidualney; nie powinniśmy go szukać w naśladownictwie obcego ludu, ani w naszych przywidzeniach; ale w mowie narodowey powszechnie przyiętey i rozumianey, i w dziełach wielkich Pisarzy. Ci tylko mogą wydobydź z ięzyka nowe siły i ozdoby, nie w wyrazach poiedynczych; ale w ciągłém odlaniu swoich widoków, sposobów i myśli przez pismo wszystkich zachwycaiące, i powszechnie polubione. I ta iest tylko prosta i iedyna droga tak do chwały pisarza, iak do rzetelnych dla ięzyka przysług. Ięzyki iedne są proste i pierwiastkowe, to iest z żadnych obcych ięzyków nie złożone, i od żadnych nie pochodzące, skazujące pokolenie ludu niemi mówiącego oddzielne, i iak samorodne. Takim językiem ze starożytnych iest grecki, a z dzisieyszych ięzyk słowiański, którego Polski iest odnogą. Ięzyki te co do swych grammatycznych prawideł są nayzawilsze, maią więcey trybów, przypadków, rodzajów i liczb; i na to wszystko maią różne i osobne zakończenia, rzadko potrzebują zaimków, i mało słów posiłkowych. Ta zawiłość prawideł przywiązana do rozmaitości odmian i zakończeń, iest fundamentem trwałości i doskonałości tych języków. W nich znaczenie nazwisk iest pewne, nie przywiązane do żadnego mieysca i położenia, każda odmiana wydatna. Zrozumiałość, zwięzłość, pełność harmoniczna są tych ięzyków cechami i zaletami. Drugie ięzyki są złożone i pochodnie: to iest, z kilku różnych ięzyków z sobą pomieszanych powstaiące, i od nich biorące swóy początek. I tak ięzyk łaciński złożył się z greckiego i z ięzyka dawnych Tusków: z łacińskiego i dawnych. Lombardów powstał Włoski; francuzkiemu dał początek ięzyk Franków i łaciński: z języka Normandów i dawnych Sasów wyszedł angielski. Adam Smithd w krótkiem ale ważném i gruntowném pismie okazał i dowiódł, że tych złożonych języków organizacya grammatyczna iest prosta, mało prawideł i odmian zawierająca; i tym prostsza, im ięzyki w skład iego wchodzące są bardziey złożone: tak dalece, że za prostością pierwiastkową języka idzie zawiłość prawideł grammatycznych, a tychże prawideł prostość i szczupłość za zmieszaniem i zawiłością rodu. Łaciński ma różne zakończenia, ale nie ma tyle trybów, czasów i liczb ile grecki. Iedne z wymienionych Europeyskich ięzyków maią mniey, drugie więcey zakończeń, inne znowu nie maią ani zakończeń, ani liczb, ani nawet rodzaiów. Na wyrażenie tylu rozmaitości w myślach, wyrabiaią się i sztukuią zaimkami, prepozycyami, i słowami posiłkowemi, których więcey potrzebuią. I tak ięzyk angielski iako z naywięcey obcych złożony, ma siedm słów posiłkowych. Prostość i szczupłość prawideł grammatycznych nie robi doskonałości ięzyka, a przeszkadza do iego trwałey zrozumiałości. Przyzwoite wielu słów posiłkowych użycie, znaczenie właściwe i mocne każdego wyrazu do pewnego mieysca przywiązane, rodzą nową trudność, i wkładaią więzy na piszącego. Tak skrępowany ięzyk zdaie się odbierać swobodę myśli, ruch, i rozmaitość mowie, a harmoniią uchu. Trzeba było dzielney siły talentu w pisarzach i mowcach Angielskich, żeby ięzykowi tak nieużytemu, z tak wielkiey mnogości monosyllab złożonemu, wlać i nadadź tyle mocy iasności, i męzkiey prostoty, do iakiey dziś iest przywiedziony; i to ieszcze w czasie dość krótkim: bo na początku XVIII. wieku mowa ta iak mówi Swifte nie miała ieszcze swey stałey osady, a przed wiekiem pisana, była dla kraiowców niezrozumiałą. Nie zna mowa polska tych przemian zacieraiących iey zrozumiałość. Liczne iey zakończenia, znaczenie wyrazów wydatne, i od położenia niezawisłe, szczupła liczba słów posiłkowych, nadały iey postawę pewną i wytrzymałą. Giął się i podawał ięzyk do odmiany myśli i obyczaiów; ale ani wyrazy pierwiastkowego znaczenia, ani mowa zrozumiałości nie traciła. Stare pisma polskie wedle dzisieyszey pisowni wyrażone, są dziś dla wszystkich do zrozumienia nie trudne. Toćto ratowało od zupełney zagłady różne dialekta mowy słowiańskiey podległey narodóm różnego ięzyka, i rządóm pracującym na iey wytępienie. Rossya i Polska zostały iedyne mocarstwa udzielne z osad i narodów słowiańskich. Czechy, Illiryyczykowie, Morawianie, Wendowie, Slęzaki, Meklemburczyki, mieszkańcy Styryi, Karyntyi, Sklawonii &c. poszli pod rządy odwiecznie nie przychylne ludom słowiańskim, i ich ięzykowi. Po Zygmuncie Auguście, (który umieiąc ięzyki zagraniczne, lubił kraiowy, i wybornie nim mówił), choć przy udzielności narodu, wszystko się prawie sprzysięgło przeciwko ięzykowi Polskiemu. Panowania cudzoziemców wypędziły go ze Dworu; w szkołach publicznych prawie żadnego nań nie miano względu i baczności. Panowie gardząc Instrukcyią publiczną, więcey siebie i swe dzieci ćwiczyli w ięzykach zagranicznych iak w oyczystym; zniszczenie miast przez Starostów, konfederacye, i zawieruchy kraiowe; bezbożne uiarzmienie ludu, wprawienie go w opilstwo i niedołężność, i odsunienie od nauki; wprowadzenie sromotney łaciny Jurystów do sądów i trybunałów koronnych na uwiecznienie i tuczenie pieniactwa; po śmierci Skargi Kościoły i Ambony przez zaniedbane wychowanie duchowieństwa, zepsutą mową i arlekińskiemi konceptami znieważaiące Religiią, rozsądek i ięzyk, wszystko to razem gnębiło i ciemiężyło mowę kraiową, która dopiero znalazła opiekę i skuteczny ratunek w Stanisławie Auguście. Gdyby jednak wzory dobrego pisania podane za Zygmuntów nie były ocalały, gdyby nie talenta znakomitych za Stanisława Augusta Pisarzy, którzy się poznali na wartości tych wzorów, gdyby nie smak w pięknych sztukach i kunsztach samego Króla, Iego rozległe i rozmaite wiadomości nauk, nakoniec celny do wymowy talent; sądząc z tego co się dziś dzieie, ięzyk polski byłby narażony na wielkie niebezpieczeństwa skazy i zepsucia. Że atoli ięzyk ten iest pierwiastkowy, że w swoim rodzie, składzie, i fizyonomii nosi zarody doskonałości i piętna trwałey zrozumiałości; kilkunastoletnia praca talentu i usilności ledwo nie więcey w nim dokazała, iak praca wieków w innych Europeyskich ięzykach. Póydzie on coraz daley, jeżeli się starać będziemy nie przewracać go i psuć; ale rozszerzać i doskonalić. Na czémże to doskonalenie zależy? Pytanie ważne i trudne! które wszyscy Literaci i poiedyńczo, i w towarzystwo zebrani rozważać, zgłębiać, i rozwiązywać powinni. Ia powiem co mi się zdaie. Kiedy ięzyk przy zachowaniu swey fizyonomii rodowitey iest dobrze wyrobiony; bydź powinien iasny, prosty, i dostatni. Pierwszy przymiot zależy na tém, aby każda rzecz była właściwie nazwana, i to nazwisko wszystkim rzecz znaiącym zrozumiałe. Nie może się w żadnym języku obeyśdź aby czasem rzetelnego znaczenia wyrazu nie skazywały słowa przyległe; im mniey tego ięzyk potrzebuie i używa, tym jest z siebie iaśnieyszy. Psuią jeszcze iasność ięzyka dosyć gęste wady pisania, przez wtrącanie nad to częstych i długich nawiasów, przez przeplatanie i zbyt dalekie oddzielanie rzeczowników od przymiotników i t. d. Ięzyk iest prosty, kiedy rzeczy zawiłe, wyniosłe myśli, i głębokie poięcia może wydadź zwięźle, zrozumiale, i sposobem zbliżonym do mowy potoczney. Ięzyk może bydź zawikłany co do prawideł grammatycznych, a prosty w wyrażeniu rzeczy i myśli. Prostość ięzyka iest naypięknieyszą myśli ozdobą, i cechą iego doskonałości. Należy iednak tę prostość rozróżnić od rubaszności i od niezgrabności w mowie pospólstwa. Kiedy ięzyk może wszystko właściwie i zrozumiale nazwać i wyrazić, iest ięzykiem dostatnim czyli w nazwiska zamożnym. Mamy do nazywania rzeczy, myśli, wrażenia, i ruchy czucia. W rzeczach zachodzą rozmaitości; w myślach różne cienie i odmiany; w poruszeniach różne stopnie mocy i natężenia. Ięzyk iest bogaty, kiedy to wszystko może wydadź i wyrazić. Doskonali się ięzyk, kiedy dopiéro wymienione w nim przymioty rozszerzamy, dopełniamy, i robimy wydatnieyszé; do czego talent piszących i mówiących iest istotnym warunkiem, a dobre użycie wiadomości i nauk walną pomocą. Dla tego ci, którzy chcą mieć dawane nauki w języku obcym, albo w łacinie do dzisieyszego stanu umieiętności cale nie zdatney, zakrawaią albo na zgubę, albo na zatrzymanie wzrostu i doskonałości iężyka. Wyrazy naukowe zbogacaią język, kiedy są wynalezione trafnie i szczęśliwie: co się nie zawsze i nie każdemu udaie , iakem to iuż na inném mieyscu powiedział. Kiedy człowiek głębokiego poięcia dobrze rzecz i swóy ięzyk znaiący, weźmie się do pisania w nauce cale nowey dla tego ięzyka; potrafi on wiadomości i myśli w swey głowie dobrze wyrobione, wylać na ięzyk, którym umie kierować i władać, mało potrzebuiąc wyrazów nowych, albo zręcznie i rzadko stwarzaiąc te tylko, które się nie dadzą zastąpić przez inne w mowie zwięzłey i ciągłey. Takie to dopiéro dzieło iest rzetelną przysługą dla nauki, a szacownym skarbem dla ięzyka. Pisma historyi naturalney Bonifacego Jundziłła, Chemia, i Teorya iestestw organicznych Iędrzeia Śniadeckiego są dziełami tego rzędu i gatunku. Autor ostatniego dzieła wykładając subtelne myśli, i fizyologiią ludzką w języku naszym prawie nie tkniętą; prócz kilku wyrazów chemicznych powszechnie przyiętych, żadnego nowego nie potrzebował. Ale kiedy Pisarz iest wprzód że tak powiem myśliwcem na słowa, łowi syllaby, lepi ie, klei, i niemi się pasie; i do takiey lepianki naciąga i gnię myśli, wiadomości, i naukę; budowa taka musi bydź nieforemna, nie sinaczna, ani ięzykowi, ani wzrostowi nauk nie przydatna. W pierwszym razie Autor stosował wszystkim zrozumiały ięzyk do zgruntowanych myśli i wiadomości; tu do nowo skleconego języka naciąga zdobycz samey mechanicznéy pamięci. We wszystkich źle pisanych i źle przełożonych xiążkach widzę to samo źródło wad i niedoskonałości, że pierwszą i całą uwagę obraca się na słowa, nie na rzecz i myśli. Ięzyk powinien usługować myśleniu, nie więzić ie i krępować. Wszakże nie trudnoby było przytoczyć myśli zagranicznych Autorów, które się właściwie i z równą mocą daią wyłożyć naszym ięzykiem, choć się nie daią przekładać słowa zagraniczne, któremi ta myśl iest wyrażona. Ale że takie pisanie potrzebuie pracy i talentu; dla tego wszystkim udawać się nie może. Bez tych przymiotów nikt się nie powinien ośmielać pisać w nauce dla ięzyka narodowego nowey i nietkniętéy. Ale kiedy Pisarz iest wprzód że tak powiem myśliwcem na słowa, łowi syllaby, lepi ie, klei, i niemi się pasie; i do takiey lepianki naciąga i gnię myśli, wiadomości, i naukę; budowa taka musi bydź nieforemna, nie sinaczna, ani ięzykowi, ani wzrostowi nauk nie przydatna. W pierwszym razie Autor stosował wszystkim zrozumiały ięzyk do zgruntowanych myśli i wiadomości; tu do nowo skleconego języka naciąga zdobycz samey mechanicznéy pamięci. We wszystkich źle pisanych i źle przełożonych xiążkach widzę to samo źródło wad i niedoskonałości, że pierwszą i całą uwagę obraca się na słowa, nie na rzecz i myśli. Ięzyk powinien usługować myśleniu, nie więzić ie i krępować. Wszakże nie trudnoby było przytoczyć myśli zagranicznych Autorów, które się właściwie i z równą mocą daią wyłożyć naszym ięzykiem, choć się nie daią przekładać słowa zagraniczne, któremi ta myśl iest wyrażona. Ale że takie pisanie potrzebuie pracy i talentu; dla tego wszystkim udawać się nie może. Bez tych przymiotów nikt się nie powinien ośmielać pisać w nauce dla ięzyka narodowego nowey i nietkniętéy. Stąd łatwo poiąć przyczynę tego potężnego wpływu, iaki maią wielcy pisarze na ięzyk; łatwo zrozumieć te odmiany, jakie postrzegamy w języku w miarę szerzącego się światła nauk; tę różnicę iaka się widzieć daie w mowie wieków niewiadomości, albo bardzo ograniczoney nauki, od wieków gruntownie uczonych, i rozmaitemi naukami celuiących. Obyczaie odmieniaiąc się w narodzie, daią ięzykowi nowy ubiór i powierzchowność, sposoby mówienia otwartsze lub powściągliwsze, rozwioźleysze lub wstydliwsze; ale doskonalenie się i wzrost myśli daią mu większą głębokość, dzielność, i rozległość. Wyłuszczenie rzuconych tu twierdzeń może posłużyć do nowéy i ważney rozprawy przeciwko tym nietoperzóm Literatury, którzy widzą upadek smaku i wymowy w rosnącym postępku nauk pewnych i gruntownych. W rzeczach i naukach, z któremi ięzyk już jest obeznany i spoufalony, zbogaca on się i doskonali coraz iaśnieyszém, prostszém i mocnieyszém tych samych myśli i rzeczy wystawieniem. I tu ieszcze dla piszącego iest pole wynalazków. Ta sama rzecz i myśl może się rozmaitym sposobem wystawić i opisać. W tych wyrazach i opisach każdy Autor wyciska piętno swego smaku , poięcia, wzruszenia, i nawet charakteru. Ieden może w oddaniu tey samey myśli wylać prostość , niewinność, i delikatność: drugi przyjemną ozdobę farb, i buyność swey imaginacyi: trzeci moc poruszenia i wlaściwy ton obudzoney namiętności: przez co zbogaca się ięzyk, i nabywa co raz więcey obrotów, farb, cieniów i obrazów. Myśli ludzkie w ięzyk ubrane przez talent , pokazuią się mówi Pope iak w stanie błogosławionym uwielbienia. Tu zachodzi wyższy stopień doskonalenia, stanowiący wydział Literatury, przez którą rozumiem zbiór wiadomości ściągaiący się jedynie do uprawy ięzyka, i do sztuki dobrego pisania. Dosyć iest pomyśleć nad tém, co to iest dobrze pisać, aby się przekonać, iż podobno żaden rodzay nauki nie wyciąga tyle daru przyrodzonego, i tak wielkich zapasów myśli i wyobrażeń, iak ten. Talent osadzony w śród bogatego zbioru rozmaitych i gruntownych wiadomości, posiłkowany pracowitością, tworzy własne, a przyswaia obce, a zawsze nowe i potężne sposoby działania mową na rozum, czucie, i na uwagę ludzką: staie się jak cudotworcą ięzyka, sypiąc weń gromadami piękności słów, obrazów i myśli. Nie iest moią rzeczą ani przedsięwzięciem mówić o Wymowie. Ta sztuka nie jest umieiętnością, ale taiemnicą talentu. Powiedziawszy co to iest doskonalić ięzyk, zostaje mi ieszcze z przykładów krajowych wymienić iedno przynaymniey do tego źródło, to jest przyswaianie obcych piękności; z którego czerpali znakomici nasi pisarze. Skarga przenikniony zacnością i powagą Apostolskiego powołania, zatopił się w czytaniu Oyców Kościoła, i Pisma Świętego, karmił się iego mową i duchem, przyswoił sobie i przelał w język polski prawdziwe piękności w słowach, porównaniach, i obrazach narodów wschodnich. W wielu mieyscach swych kazań język Skargi iest całkiem ięzykiem Biblii, ale tak oprawionym w tok polski, iakby ięzyk nasz był oryginalnym ięzykiem pisma Bożego. Żaden z dawnych pisarzy tyle się nie przyłożył do prawdziwego zbogacenia ięzyka, ile Skarga. Iemu winniśmy wiele słów i sposobów mówienia zawsze pięknych, mocnych i prawdziwie polskichf. Gdybyśmy mieli podobnie przyswoione piękności Autorów greckich i rzymskich, co bydź powinno zamiarem Literatury starożytney; ięzyk polski łatwoby wygórowal bogactwem nad inne Europeyskie ięzyki. Ale trzeba bylo przy gruntowney znaiomości polszczyzny, mieć talent Skargi, żeby uniknąć napuszystości Azyatyckiey, w którą wpadli następcy tego samego powołania, ale nie tego daru i smaku, po Skardze. Nie iest to rzecz dana każdemu dobrze uczuć co przystaię do naszego ięzyka, a co mu się przeciwi. Tłumaczyć na przykład literalnie wyrazy greckich Poetów, kleić z obrazą ucha i z wrażeniem nadzwyczayności, ale nie siły i przymilenia; nie iest to przyswaiać ie, ale raczey ięzyk polski na króy grecki przerabiać , co zdaie mi się iest go psuć i przeistaczać. Grecy w składaniu słów szli za naturalną własnością swey mowy, nie spuszczali nigdy z oczu jasności, wybitności, muzyki i harmonii języka, czego my w naszym nie chcemy przestrzegać i zachować, i raczey ich małpować, niż się z nich uczyć i oświecać usiłuiemy. Dzieła Greków i Rzymian stały się wzorami dla nas i dla wszystkich Europeyskich narodów. Tém one bydź powinny dla naszego ięzyka, czém są dzieła Rafaela, Michel d'Angelo, Coreggio &c. dla sztuki malarskiey; to iest wizerunkami doskonałości, a nie formami do lepienia i wylewania. Azyanie inaczey piszą; bo mieli i maią inne wzory. Ich piękności tak rażą nasz gust, iak nasze są dla nich zimne i nie smaczne. Powiadamy, że nasze piękności są naśladowaniem natury: toż samo o swoich mowić mogą Azyanie, z tą różnicą; że oni biorą naturę w poruszeniu i zapale: my ią bierzemy w zimney rozwadze i w spokojności. Prawdziwa zdaie mi się tego przyczyna; że my więcey pracuiemy nad rozsądkiem i rozwagą, oni nad imaginacyą i wygórowaną namiętnością. Zgoła przewaga, rozwinienie i starannieysze ćwiczenie tey lub owey władzy duszy, iest źródłem tych wszystkich rozmaitości w mowie różnych narodów. Nie powściągniona imaginacya i passya zbliżaią nas do stanu dzikości; reflexya do stanu cywilizacyi; i dla tego ięzyk dzikich ludzi, iest prawie zawsze poetyczny. Ięzyk passyi wydaie w nas naturę źwierzęcą; ięzyk rozumu coś bozkiego w nas pokazuie. Trzymaymy się więc Greków i Rzymian; kochaymy i pielęgnuymy ich języki iako nasze wzory: ale razem staraymy się ocalać i coraz bardziey zgłębiać geniusz, i przyrodzone własności naszego. Na czémże ten geniusz języka polskiego zależy? oto iest ważne i niezmiernie potrzebne zapytanie! godne zaiąć głowę i pióro znakomitego Polskiego Literata. Pisane 10 Października 1814 roku v. s. w Wilnie. Przypisy do rozprawy
Przytoczenie niektórych wyrazów i wypisów ze Skargi (f)
Wypisane z kazań Seymowych i przygodnych.
Napisał: Jan Śniadecki |